wtorek, 18 sierpnia 2009

Czarny Pan Espresso


Ale najpierw powiem, że kupiłam nowe widły. Widły! O, ludzie! Inni kupują kosmetyki, ciuchy, sprzęt a ja widły kupiłam i to jakie! Lekkie, dobrze wyprofilowane, zbierają bez zarzutu, czwórki! Jestem wyluzowana, czyż nie?

Po powrocie z azylu okazało się, że (dziwne, dziwne) jestem jeszcze bardziej zniechęcona niż wcześniej a ekscytujące życia momenty, które dziś mam już za sobą, teraz wracają przed rozbiegane oczy jak obrazy robione stop klatką i tylko pogłębiają stan ogólnie depresyjny. Zasypiałam więc gdziekolwiek siadłam, stanęłam czy też z lekka się wsparłam ( o widły właśnie na ten przykład:-).
I oto co się okazuje:
Na stan taki najlepsze, jak powiadają uczeni, jest bardzo ciemne, zabójczo mocne Espresso. Osobiście nie znoszę kaw mocnych i goryczkowych więc Espresso nie pijam, przychodzi mi jednak do głowy, że pić niekoniecznie trzeba. ..
...że Espresso wcale nie musi występować pod postacią kawy...
Otóż jest przecież pan Lazar.
Elektryzujący, pobudzający, nie pozwalający na ani chwilę leniwej zadumy- Pan Pełna Gotowość Bojowa. W porównaniu z prawdziwym Espresso wypada korzystniej, jest mniej gorzki, zdecydowanie mniej moczopędny, jest go znacznie więcej i zamiast jednego kopa można dostać więcej:-).
Po raz kolejny dosiadam więc Lazara zastanawiając się dlaczego właściwie wśród przyjaciół stajni tak niewielu (eufemizm!) go docenia. Właściwie prawdziwych przyjaciół Lazara mogę policzyć na palcach jednej dłoni - i zapewne nie wykorzystam przy tym wszystkich pięciu palców.
A tu okazuję się, moi drodzy, że wystarczy odrobina cierpliwość, duża dawka spokojnej perswazji, sporo ciekawych ćwiczeń i ze dwie tony czystej akceptacji i oto mamy na zawołanie dziarski ruch od łydki, miękkie łagodne przejścia, staranne chody a nawet(!!!) płynne zagalopowanie i piękny, bardzo krótki galop. Ta ostatnia kwestia jest akurat do przedyskutowania bo wielokrotnie nagradzany za takie właśnie zagalopowanie Lazar, wykonuje je teraz nieproszony za każdym razem gdy cofam łydkę na łuku i czyni to zapewne tylko po to, żeby otrzymać nagrodę. Ta oczywiście w tym przypadku nie następuje powodując wybuchy chłopięcego niezadowolenia i zadzierżyste przytupywanie nogą. Cały on. Nie mogę powiedzieć że jest idealnie posłuszny, doskonale wygięty, dobrze ustawiony- nie jest, nie jest. Ale z całą pewnością mogę stwierdzić, że można znaleźć z nim płaszczyznę porozumienia i wspólny język, może nie tak łatwy jak język Astry czy Cezara ale zawierający taką samą ilość pochodnych słowa "kocham".

wtorek, 11 sierpnia 2009

Odbój!!!

(Photo by Zuzia Karpińska)



Możecie mi wierzyć albo nie ale odkąd postanowiłam pociągnąć dwie prace jednocześnie czuję się jak przysłowiowy koń po westernie, ba po całej serii westernów, rzec by można. Kiedy od bladego świtu człowiek układa bukiety a potem wraca do domu gdzie trzeba coś upichcić, zrobić jakiś zakup i walnąć dziesiątą kawę a potem natychmiast zbierać się na Borsuki by jeszcze pobiegać po placu tak od godziny do trzech godzin, zależy o dnia, to na prawdę można poczuć, że się żyje! Tępy ból istnienia, dziewczyny i chłopaki!
Z przyjemnością podczytuję wasze komentarze na zmianę z utworami Małgorzaty Musierowicz (tak, tak, wielki come back do lat szczenięcych) i oto dowiaduję się, że Maja ma plan (!!!) , Asia się do nas wybiera (jak sójka za morze bo wciąż łobuz nie dotarł), Ania prowadzi pouczające rozmowy ze swoją Montaną, Zuźka biega po górkach a Ala...wiadomo oczywiście dyskutuje :-))! Oj tęskno mi za wami i nie mogę już tak na prawdę doczekać się września bo:
- ja nie będę musiała pójść wtedy do szkoły.
- zapewne dopóki będzie ładna złota jesień będę was często gościć
- muchy, gzy i bąki trafi szlag przed zimą- alleluja i tak dalej!
A teraz cichcem pakuję walizkę i udaję się jutro do mojego warszawskiego azylu. Całe cztery dni- od czwartku do niedzieli- czyli wymarzony urlop pracoholika! Dziś jeszcze przyjmę klientów, wskoczę na chwilę na Lazara a potem znikam zostawiając cały dobytek pod troskliwym okiem obu mam i męża.
Ściskam Was pod brodą i w pasie!