środa, 28 kwietnia 2010

Ogłoszenia Pasterskie:-)













Poza zbliżającym się okresem pastwiskowym - oby szybciej- zwykłymi kłopotami ze zbyt wolno wzrastającą trawą i Duduniem Efendim z wielką werwą atakującym zarówno ogrodzenia jak i większych kolegów z pastwiska (ku radości swojej pańci:-))nic szczególnego się u nas nie dzieje. Ola zmaga się z maturą ja z luźną miednicą podczas jazdy konnej w związku z czym obydwie rzadziej używamy siodła choć każda z nas w innym wymiarze.
Z rosnącym niepokojem obserwując szalejącą wokół plagę martwych wyźrebień, niecierpliwie oczekuję mojego źrebaka. Jest mi już wszystko jedno jaka będzie jego płeć, oby szybciej.

Postanowiłam pozbyć się jednego z koni więc Lazar znów jest na sprzedaż pilnie i niedrogo. Jeśli więc ktoś ma akurat mnóstwo czasu na trening i marzy o posiadaniu zwierza, który wprawdzie rzadko pod siodłem bywa spolegliwy ale za to jest zabawny, serdeczny i żarłoczny to jest to okazja właśnie dla niego.

Zawiadamiam też, że chętnie wynajmę boks od zaraz albo na zimę, jeśli więc ktoś nie ma się gdzie z koniem podziać to u mnie miejsca jest dość. Nie ma tu może miłych oku naszemu luksusów ale jest spokój, cisza, dach nad głową, opór żarełka i szerokie przestrzenie a czegóż więcej trzeba naszym koniom.

niedziela, 25 kwietnia 2010

Uwaga obozowicze!- raz jeszcze











Raz jeszcze przypominam tym, którzy nie zapamiętali: gwarancją zarezerwowania miejsca na obozie jest kontakt z nami osoby pełnoletniej, najlepiej rodzica. Pozwoli to nam wszystkim uniknąć dotychczasowego przekazywania różnych przedziwnych wiadomości pocztą pantoflową i późniejszych niepotrzebnych niedomówień i rozczarowań, mnie da gwarancję co do Waszego uczestnictwa a uczestnikom rezerwowym pozwoli uzyskać jasność w kwestii :są te miejsca czy nie. Głównie ze względu na osoby oczekujące na informację o wolnych miejscach proszę o jak najszybsze ich rezerwowanie.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Niniejszym ogłaszam:


Obóz przy Stajni Borsuki odbędzie się w dniach: 28.VI- 7.VII (10 dni).
Zgłoszenia na 6 absolutnie zaszczytnych miejsc przyjmujemy do 15 maja. W tej sprawie prosimy o kontakt rodziców przyszłych obozowiczów.
Temat tegorocznego obozu brzmi:
"Ja i mój koń: harmonia, przyjaźń, porozumienie"
i do tego tematu będziemy próbowały Was przybliżyć.
Najistotniejszymi zajęciami obozu będą te bezpośrednio związane z tematem czyli jazda i opieka nad powierzonym Wam koniem. Podczas treningów będziemy się starać jak najlepiej wytłumaczyć Wam na czym polega prawdziwe porozumienie na płaszczyźnie jeździec- koń. Będziecie się uczyć jak prawidłowo, bez niepotrzebnych napięć, stresu i wysiłku dosiadać koni oraz samodzielnie wykonywać ćwiczenia które pomogą wam jak najlepiej opanować wasze ciała, rozluźnić je i zharmonizować z ruchem Waszego konia. Miarą waszych postępów stanie się nie prędkość jaką uda wam się rozwinąć, nie wysokość jaką uda się wam przeskoczyć a zadowolenie i swoboda ruchu Wasza i koni- zrobimy to razem dla nich i dla siebie.
Oprócz zajęć na placu będą też oczywiście wyjazdy w teren dla chętnych. Jeden z takich wyjazdów, podobnie jak w zeszłym roku, będzie całodzienny z popasem na trasie.
Na początku obozu każdy z Was wylosuje konia- podopiecznego, o którego będzie się troszczył. Nie będzie to jedyny koń, na którym będziesz jeździć ale jedyny, którego zadowolenie, stopień najedzenia i napojenia jak również zewnętrzny wygląd będzie świadczył o tym jakim jesteś przyjacielem. Jeżeli wystarczy nam czasu (a naszym koniom cierpliwości) będziemy też lonżować.
Oprócz zajęć ściśle związanych z końmi przewidujemy też co najmniej jedną wycieczkę rowerową szlakiem turystycznym (Miłomłyn- Winiec- Tarda- Miłomłyn, lub Miłomłyn-Szeląg- Prośno- Tarda- Miłomłyn z popasem u Zuzi;-)), wybierzemy lepszą opcję, jeden spływ kajakowy z ogniskiem i posiłkiem pod gniazdami orłów i jedną pieszą wędrówkę ( nie wybrałam jeszcze trasy).
Gwoździem programu będzie biwak pod gołym niebem (pomysł uczestników:-)) na terenie przyszłego ośrodka wypoczynkowo- treningowego „Smoleniec”, który co prawda dopiero na centymetr wystaje z ziemi ale urośnie, kochani, urośnie, niech tylko jeszcze trochę popada;-)
Na miejsce- malowniczą dziką łąkę nad kanałem, dojedziemy konno i rowerowo, tam ogrodzimy plac dla koni, samodzielnie przygotujemy ciepły posiłek na ognisku i będziemy się starać przetrwać noc w jednym kawałeczku. Jeżeli nie zjedzą nas wilcy, rano wrócimy z końmi do Borsuk.
W planie jest również samodzielne przygotowanie co najmniej trzech posiłków na ognisku co będzie się wiązać z nieco mniejszym obciążeniem kuchni na Borsukach i rodzicielskiego pogotowia posiłkowego. Wszyscy rodzice są mile widziani, odwiedzajcie nas, sprawdzajcie postępy pociech, liczcie dziury w odzieży i kolanach, próbujcie swoich sił w jeździectwie i naszej mocnej czarnej jak noc porannej, popołudniowej i wieczornej kawy.
Mam nadzieję, że wszystkie elementy programu uda się zorganizować równie gładko jak w zeszłym roku, gdy udało się to bez żadnego programu.
Pozdrawiamy i czekamy.
Opiekunowie obozu
Dominika i Ola
oraz Łazarz, Wielka Głowa, Samba i Francuski Piesek :-)

niedziela, 11 kwietnia 2010

Uwaga obozowicze!

Już niedługo zostanie ukończony ogólny plan obozu letniego w Borsukach, wspaniały, niepowtarzalny oryginalny i całkiem nowy. Informacje mniej lub bardziej szczegółowe jak również warunki uczestnictwa w naszej dzielnej kompanii zostaną opublikowane jeszcze w tym tygodniu. Mam nadzieję, że nikogo z przyjaciół również w tym roku na pokładzie nie zabraknie.

wtorek, 6 kwietnia 2010

Wielki Luz czyli D. w żelaznej masce.


Jak pozbyć się zbroi?
Usłyszałam ostatnio o odkryciu pewnego brytyjskiego naukowca dotyczącym sposobu na długie i szczęśliwe życie. Otóż w skrócie chodziło o to, że im sobie bardziej odpuszczasz tym mniej się zużywasz- jak samochód, który jeśli zbyt wiele się nim jeździ, szybciej kończy na szrocie. Filozofia zakłada zatem odpuszczanie sobie zajęć zbyt stresujących, wymagających zbyt wiele wysiłku lub jak wolą niektórzy po prostu powszechne olewactwo i obiecuje, że tym sposobem życie wieczne mamy murowane. Zaleca się też w ramach tej filozofii picie dużej ilości piwa bo piwo jest zdrowe i pewnie dlatego postanowiłam przyjąć ją bez zastrzeżeń.
Tym czasem siedzę na koniu i bardzo staram się ten wielki luz wprowadzić w czyn- czyn jeździecki. Od małego dziecka uczono mnie jazdy konnej w różnych klubach i szkołach, wkładano pod łokcie książki a pod kolana monety, byłam bez końca, godzinami lonżowana bez strzemion a jedyna dobra strona tej sytuacji jest taka, że jest niewiele koni którym udaje się mnie zrzucić. Kazano mi trzymać łopatki razem a pierś dumnie wypinać, kazano wyprężać się jak struna i ciągnąć pięty w dół, robiłam to, jest więc niewiele koni, na których czuję się dobrze bo jazda z kołkiem w tyłku przeważnie bardzo mnie męczy. Noszę zbroję, którą spawano dla mnie przez wiele lat.
A teraz na środku placu stoi sobie wyluzowana Olka i pomaga mi przyjąć nareszcie lepszą dla mnie i mojego konia pozycję ciała.
- Odpocznij Dodzia- mówi po 45 minutach nakłaniania mnie do rozluźnienia mięśni, więc na powrót spinam biodra, zamykam kolana i ciągnę pięty w dół ile wlezie
- ODPOCZNIJ!- krzyczy i wybuchamy śmiechem.
Wiem o co chodzi. Jest super. Wiem jak mam to zrobić, zamykam oczy i robię to, odnajduję w swoim ciele punkty zawiązane na supeł i odwiązuje je. Wkładam w to całą swoją uwagę nawet wówczas gdy nie siedzę na koniu a na przykład ubrana w sukienkę i szpilki karkołomnie przemierzam podmokłą łąkę ciągnąc za sobą wór wypchany sianem. Tu też luz się przydaje i odnalezienie środka ciężkości gdzieś na granicy wora.
Filozofia wielkiego luzu to dobra wiadomość dla mojej młodziutkiej przyjaciółki Susan von D. o której często w tym kontekście myślę a wczoraj nawet wydawało mi się, że ją widziałam:-)Otóż Susan, być może twoje kolana zaczną wreszcie śpiewać.
Dla Susan i innych cudowne rozluźnienie rozwiąże większość problemów, dla mnie też o ile w moim wieku (!!!)i z moimi doświadczeniami jestem jeszcze zdolna zmusić swoje ciało do radykalnych zmian. Mój umysł z pewnością się już ukształtował a wyniesione ze starej szkoły zasady stajenne: zachowaj czystość, myj po sobie wędzidło, pomagaj przy koniu słabszym, słuchaj starszych a fochy pokazuj w domu -są i raczej będą w Borsukach głównymi przykazaniami, których przestrzegania będę pilnować z całą stanowczością. Będę to robić głównie w trosce o bezpieczeństwo i dobrą atmosferę z której słynie moja skromna stajnia. Z tego też powodu to co mam do powiedzenia zazwyczaj mówię w prost i nie zadaję sobie trudu zakładania masek, nie potrzebuję ich (bo mieszkam daleko :-))). A jednak tę jedną maskę, żelazną maskę tę w którą ubrane jest moje ciało, muszę zrzucić.
I zrobię to TERAZ.

czwartek, 1 kwietnia 2010

Wileka- mocni.



Jakie tam granice możliwości. Gdy tylko robi się cieplej granice te przestają być tak istotne. Nie dalej jak pięć minut temu pisałam w mailu do koleżanki, że od szóstki w totka wolałabym przeżyć drugą młodość (teraz, nie po czterdziestce) a od drugiej młodości wolałabym tydzień urlopu. Może to i prawda ale gdy jestem tutaj i teraz czuję, że żadna siła nie utrzymałaby mnie z daleka od tego miejsca. Robi się coraz ładniej, sprzątamy, grabimy, porządkujemy i czyścimy. Sierść ma się już ku końcowi, jedynie u Cezara wciąż nieprzebrane ilości, tych...wiecie. Zaczęłyśmy jeździć, to znaczy cały czas dzielnie jeździłyśmy, co nie zmienia faktu, że wiosną i tak cała nauka zwykle idzie w las a wiosenne powietrze z najzdolniejszych uczniów czyni niebieskie ptaszki. Teraz Ola pomaga mi przy Lazarze- ja staram się powstrzymywać matczyne emocje i wcale się nad nim nie lituję co wyraźnie wychodzi Lazarowi na dobre. Jak wiadomo w przypadku trudnych dzieci najważniejsze są jasno postawione granice, czasem więc lepsza okazuje się szkoła wojskowa od matczynego łona. Na łonie jak wiadomo najszybciej rosną żmije;-)
Mam nareszcie czas dla mojego wielkiego, zaniedbanego, utytego jak wieloryb Cezara, który niesie mnie radośnie w kierunku na który się uparłam czyli prosto (cholera!!!)pobrykując od czasu do czasu- znaczy nie jest z nim jeszcze tak źle. Asterkę trzeba powstrzymywać bo jak zwykle na tym etapie ciąży nie bardzo wie kiedy przestać jeść, biegać, tarzać się, żebrać i napraszać o pieszczoty. Nie mogę się już doczekać maja kiedy Ola zda nareszcie maturę i będziemy mogły częściej razem trenować, chociaż muszę przyznać, że wczorajszy trening kosztował mnie tyle pracy i byłam na siebie taka zła za swoją całoroczną ignorancję, że niemal wyszłam z siebie i zobaczyłam poprzednie wcielenia. Dziś nie mam siły ruszać nawet palcami.
Nie ma lekko samemu za stodołą.
Ale we dwie za stodołą czasem wcale nie jest łatwiej gdy jeden pilnuje drugiego i nie ma czasu na lenistwo:-)A ponieważ sama zaczęłam się doskonalić znów stałam się bezlitosna dla innych i nie mam wyrzutów sumienia. Ma być pięknie. I już.
Siano oczywiście nam się kończy i oczywiście jak co roku zostało nam mnóstwo kostek nie nadających się do niczego poza podściółką. Gdyby komuś brakowało ściółki to ja się tym chłamem chętnie podzielę.
Tym czasem życzę wszystkim kudłatego jajka i zębatego kurczaka i żeby te święta pomimo zapowiadanej średniej pogody okazały się dla Was pełne ciepła i dobrych myśli.

A po świętach zaraz bez chwili zwłoki wsadzajcie na grzbiety swoje leniwe pośladki i do roboty, do roboty.
Tfu.