niedziela, 25 stycznia 2009

Niezatapialni


Istnieje jednak coś takiego jak pogoda nie na konie. Roztopy. Borsuki pod wodą.Woda jest wszędzie z wyjątkiem kranu w stajni, który wciąż nie odmarzł. Najbardziej uciążliwy ów klimat jest jednak nie dla tego kto konia dosiada lecz dla tego kto stoi na placu po kostki w mokrym...nie wiem czym. Same konie natomiast kwitną. Ciepło już więc humory im dopisują, pomysłów na ubaw nie brakuje i oczywiście spod licznych za przeproszeniem gówienno- błotnych fresków na ciele nie widać jakiej są maści. Nawet Lazar- król czyściochów pozwolił sobie na kilka zaklejek nie do usunięcia. Pozostali członkowie teamu upaprali się od stóp do głowy a tego najbardziej ustrojonego nie ma na przedstawionej fotografii- wstyd.
Walczymy, bo inaczej nazwać się tego nie da, z obezwładniającym lenistwem jeździmy, nauczamy, nie tracimy wiary w szybkie przyjście wiosny. Ja ostatnio szczególnie chętnie dosiadam Astry- jeżdżąc na niej ma się uczucie jakby było się łaskotanym- ekstremalny zastrzyk endorfin. Poczyniłam też wiekopomne odkrycie- stwierdziłam, że Frodo jednak myśli!

piątek, 16 stycznia 2009

Zmiany

Nasza siodlarnia to na prawdę stylowe wnętrze pomimo,iż butelki z napojami mogą służyć do obrony osobistej. Może niedługo odmarzną...















Pan Świszczypał znów wzięty do galopu a raczej do kłusa.
















Idzie wiosna a wraz z nią nowe wyzwania dla całego teamu z Borsuk :-)

poniedziałek, 12 stycznia 2009

małe sukcesy i wieeelkie kace czyli żywot od kuchni:-)















Mieliśmy dziś w Borsukach szczególnych gości. Wielu potraktowałoby taką wizytę jako dopust boży ale nie ja. Dla mnie wszyscy, którzy odwiedzają Borsuki są mile widziani zwłaszcza jeśli mają ze sobą marchewki. Oni nie mieli . Ale nie taką spełniają przecież rolę.
Przyjechali do nas państwo z działu dotacji by przeprowadzi kontrolę. Kontrola wypadła pomyślnie- jakżeby inaczej poza tym, może, że trochę szukaliśmy się po okolicy.
Przed sądnym dniem cały weekend poświeciliśmy na generalne porządki- przyjemne z pożytecznym...- i z porządków też jestem dumna. Jest pięknie i czysto jak w muzeum, co bardzo poprawia mi humor. W akcji brałam czynny udział obok męża swego i Asi pomimo paskudnych dolegliwości, które zazwyczaj gnębią poczciwych ludzi po zbyt udanych hulankach dnia poprzedniego. W moim przypadku ( ułańska fantazja nie idzie u mnie w parze z mocną głową) dolegliwości trwały do wczoraj ale dziś szczęśliwa i rumiana mogłam powitać szacowną komisję. Co na to konie?
Pan Świszczypałka mało nóg nie pogubił w nadziei na bonusy, Astra donośnie dawała znać o sobie (To ja, Wasz koń! Głodzą mnie tutaj!!!) czego nie widać to musi być słychać, jedynie Cezar zachował klasę i nie przerywając posiłku swoim zwyczajem puszczał głosno bąki- konmi i dziećmi jednak się człowiek nie pochwali...
Szczególne pozdrowienia zamieszczam w tym miejscu dla Ewy.
Ewo, zapraszam i trzymam kciuki.

niedziela, 4 stycznia 2009

Po kolanka.



A ponieważ na dodatek jest zimno i trzeba szybko coś wymyśleć, żeby temu zaradzić zagarnęłam letnią kuchnie gospodarzy na naszą zimową kwaterę. Dzięki tejże i piecowi kaflowemu mam nadzieję, że nikt już więcej w Borsukach nie nabawi się odmrożeń.
A na zdjęciach Maja, Ala i Zuza z czerwonymi nosami. Nikt nie zrobił zdjęcia szefowej stojącej na placu więc na szczęście moje własne barwy pozostaną tajemnicą.