wtorek, 30 września 2008

Za chwilę na start!


Już za chwilę, w sobotę startujemy w naszych pierwszych ruskich rajdach.
I znów wielkie emocje, wyczekiwanie na przyjazd znajomych koni i przyjaciół z innych stadnin. Pełną parą ruszyły przygotowania bo to właśnie nasza stajnia organizuje cały ten radosny cyrk.
Zobaczcie jak gładko przechodzi mi przez gardło stwierdzenie "nasza stajnia" a wystarczy sięgnąć do początków tej historii by zobaczyć jak bardzo byłam przerażona gdy nagle z przytulnych cichych Borsuk wylądowałam w Wielkiej Rusi. Trzeba było widzieć moją minę na widok maszyny do wywalania obornika albo niezamarzających poideł. Dotychczas oglądałam tylko taczkę i wiadra...Trzeba było zobaczyć jak mocuję się z przesuwnymi drzwiami boksów. A teraz proszę, zrobiła się ze mnie Ruska Baba pełną gębą, taka co to ma w środku mniejszą i potem jeszcze mniejszą i żadna, nawet najmniejsza od miesięcy nie dotykała ani wideł ani taczek. Panisko ze mnie ha ha.
Tak więc w naszej stajni się teraz głównie sprząta, remontuje, znów sprząta i maluje. Przy okazji całego tego radosnego zamieszania popadłam w taką dziką radość, że wszystko widzę w różowych barwach, nawet to, że pewnie razem z Cezarem nie ukończymy rajdu bo się zgubimy;-)) ale co z tego, przecież nie o to zupełnie w tym chodzi. Już wyczyściłam różowy czaprak, różowe polo czeka w szafie a ja zamieniam się w Dodę Paliwodę- autorkę najlepszych gaf towarzyskich w okolicy. Jak przyjedziecie to sami się przekonacie na własne uszy co potrafi moja paszcza.
Więc po prostu ja się teraz cieszę, możecie więc śmiało zadzierać pięty i wykrzywiać nadgarstki, możecie jeździć galopem w rozpaczliwym półsiadzie (tfu!) i pochylać się do przodu kiedy tylko chcecie- w tym tygodniu na nikogo nie krzyczę!

niedziela, 28 września 2008

Szczęśliwej podróży


Ze smutkiem zawiadamiam, że nie ma już z nami naszej seniorki- Niemojki. Przeniósłszy się do lepszego świata lub jak kto woli do krainy wiecznych łowów pozostawiła swojego pana, przyjaciół z pastwiska i nas dziwnie zamyślonych i pełnych podziwu dla jej dumnej długowieczności. Brakuje nam teraz odrobineczkę jej wielkiej, drabiniastej postaci dostojnie maszerującej za ulubionym towarzyszem- Cezarem. Cóż, pewnie teraz gdzie indziej sobie maszeruje i miejmy tylko nadzieję, że w tym końskim niebie nie zabraknie jej ani pastwisk ani miłego towarzystwa.

czwartek, 25 września 2008

Chandra










No bo tak:
- Lazara boli grzbiet i ma na nim jakieś spuchnięte miejsca (cholerne zawody)
- Astra pewnie w ciąży z Lubaniem i ciążę trzeba będzie szybko usunąć( oczywiście jeszcze nie zawiadomiłam weterynarza)
- Kowal był i powiedział, że Cezar jest niewychowany (i co najgorsze miał rację), chociaż myślę, że kowal też musiał mieć depresję bo przecież są chyba gorzej wychowane konie i nie trzeba było nawet wzroku zbytnio wytężać.
- Aśka chora a my tu tęsknimy.
- Ja źle reaguję na perturbacje pogodowe i ósmy dzień mam napady migren i innych takich fajnych...najczęściej na placu podczas zajęć a co za tym idzie gorzej pracuję bo prawie nic nie widzę.
- Zaczyna mi się więc wydawać, że powinnam przestać odwalać tą fuszerkę i odesłać uczniów do kogoś kto nie cierpi na migreny i zrobi to lepiej niż ja.
- W ogóle wstyd się przyznać ale zaczynam wątpić, może ja raczej powinnam wyplatać koszyki?
- No i Szafranki- nasze siódme niebo, Mont Everest wśród stajni,
- Cholera, no.
- No i oczywiście jestem za gruba (Cezar też).

poniedziałek, 22 września 2008

Dla mnie byli pierwsi.



A jednak trochę żal. Asia i Lazar nie trafili do czołówki w tym roku. Nie powiodło się też zeszłorocznej mistrzyni- Ilonie Paszkowskiej. Cóż pewnie zwycięstwa muszą być dzielone sprawiedliwie a fortuna kołem się toczyć ale dla mnie i tak byli i będą pierwszą parą. Nasze niepowodzenie przypisuję głównie temu, że Lazarowi w tajemniczy sposób odrastają jajka:-) (a może myli mi się z rogami), zrobił się nie do wytrzymania już na kilka tygodni przed konkursem, Asia z kolei była w bardzo kiepskiej formie. Zamiast tydzień przed zawodami leżeć w łóżku i zwalczać przeziębienie, trenowała i pracowała przygotowując plac. Efekt był taki, że w dzień zawodów jej słabość i jego ADHD nie były najlepszym połączeniem.
Nie będę się tu rozpisywać o samym konkursie, wszyscy wyglądali pięknie i bardzo się starali, mnie nie wszystko się podobało ale wiadomo...zawiedzione ambicje, dla tego lepiej przemilczę.

Jedno natomiast dało mi do myślenia. Kilkanaście osób pytało mnie wczoraj kiedy ja sama wystartuję w skokach. Odpowiadałam, jak co roku z resztą, ze nigdy nie wystąpię w skokach bo nie jestem skoczkiem- moją pasją jest ujeżdżenie. Dziwili się i robili miny jakby ktoś kto nie jest skoczkiem w ogóle był nie na miejscu, jakby to właśnie skoki były podwaliną wszystkich dyscyplin jeździeckich.
Ja z kolei nie tylko uważam, że bez treningu ujeżdżeniowego nie ma ani skoków ani niczego ale także jestem zdania, że udział w konkursie skoków to taka mniej pracochłonna i szybsza forma zaprezentowania siebie i konia.
(ale mi się teraz oberwie!!!)
Mam więc takie ciche marzenie. (marzenie- powtarzam)
Pomyślałam sobie, że byłoby ciekawie pójść w przyszłym roku w kierunku najprostszego z możliwych konkursu ujeżdżenia. Na pierwszy raz konkurs byłby na tyle prosty, żeby każdy kto chce zdołał przygotować swojego konia i siebie w ciągu kilku miesięcy. Najważniejsza w takim konkursie byłaby ocena elegancji jeźdźca i ekspresji ruchu konia czyli to wszystko co tak nonszalancko pomijamy w naszych konkursach skokowych i koniecznie sędzią byłby ktoś spoza grona, ktoś całkiem obiektywny bo z pewnością chcielibyśmy zobaczyć jak na prawdę wypadamy z naszym jeździectwem w oczach innych- takich, którzy nas nie znają i nie będą nam pobłażać tylko dlatego, że wiedzą jak ciężko pracowaliśmy.
Da się to zrobić? Jak myślicie? Będą z nas tancerze?
(Hanzia! No! Powiedz, że to świetny pomysł)

sobota, 20 września 2008

To już jutro


Myślicie, że się cieszymy? No cóż trochę tak a trochę ogarnia nas niepokój. Asia i Lazar razem z drugą Asią na Edim i panem Andrzejem na Marmurze dotarli wczoraj do posiadłości pp.Dzikich gdzie mają odbyć się zawody. O tym co i jak było na miejscu nie będę opowiadać bo to nieistotne.
Było jednak coś co od razu łapało za gardło- atmosfera.
Wszędzie dało się wyczuć napięcie, nerwy i ducha rywalizacji. Bardziej wrażliwe konie dostawały pospolitego kota, mniej wrażliwe popadały w otępienie. Lazar jak zwykle był ponad to. Po dotarciu na miejsce dwukrotnie przejechał parkur i poszedł odpocząć podczas gdy inni jeszcze walczyli w szybko zapadającym mroku. Lazar to siła spokoju i dzięki temu z czystym sumieniem muszę powiedzieć, łatwiej się na nim wygrywa.
Ja oczywiście kibicuję mojej parze i chociaż są wśród zawodników i koni lepsi od nich, wiem, że dzięki lekkiemu podejściu do całej sprawy Asia i Lazar mają duże szanse. Gdy patrzyłam na nich w tłumie innych jeźdźców i koni, w tym epicentrum pełnym rżenia, tupania, strachu i nerwowych komentarzy, widziałam spokój, opanowanie i prawdziwy profesjonalizm pozbawiony jakichkolwiek pretensji i podejrzeń. Dumna z nich jestem i chciałoby się zawołać- moja krew...
...nie ważne które zajmą miejsce, ja i tak się wzruszę i rozpłaczę- jak co roku.

czwartek, 18 września 2008

Idzie zima...

Idzie idzie a ja modlę się po cichu by po drodze do nas skręciła kostkę.
Ta zima stulecia sfotografowana w naszej rodzinnej stajni na Borsukach była baaardzo uciążliwa, ale zarówno ja jak i Lazar byliśmy wówczas młodsi i nic to dla nas nie znaczyło. Spacer i tak był fajny.
A teraz pojawiają się schody i przed nami trudne wybory. Trzeba będzie na okres zimowy gdzieś się przenieść i zimę przeczekać.
W Rusi zostać nie możemy bo istnieją pewne obawy, że zimą ciężko będzie tam dojechać a jeszcze ciężej opłacić pensjonat. Możemy na okres zimowy wrócić do Borsuk gdzie wszystko będzie za darmo ale od świata i ludzi daleko, co pewnie spowoduje, że przez zimę wszyscy o nas zapomną. Mamy też bardzo miłe zaproszenie do zimowania w Szafrankach gdzie wszyscy będą mieć do nas blisko a nawet można zorganizować jazdę pod dachem, co dobrze rokuje dla hipoterapii. Za pensjonat zapłacę o wiele mniej niż w Rusi (ale jednak) no i wszyscy są tam sympatyczni i uczynni, więc może Szafranki...
Zastanawiam się i rozmyślam nad tym każdego dnia. Jeśli ktoś z Was ma jakiś pomysł, niech mi podpowie. Szafranki czy do domu?


Wszystkich moich uczniów zawiadamiam, że najprawdopodobniej wkrótce nastąpi zmiana miejsca prowadzenia naszych zajęć z powodu utrudnionego dojazdu do stajni w okresie zimowym i wysokich kosztów utrzymania koni.
Przeprowadzkę planujemy pod koniec października a powrót do Rusi koło kwietnia- maja 2009.

poniedziałek, 15 września 2008

A tak w ogóle...pozdrawiam twardzieli!


A tak w ogóle to mamy jesiennych twardzieli, którzy pomimo zgniłej pogody postanowili zgłębiać arkana sztuki jeździeckiej i nie zraża ich ani zmienna aura ani mój zmienny humor:-)).
Chciałam porobić im więcej zdjęć ale jak na złość zdechła mi cyfrówka.

Pozostaje mi więc tylko pozdrowić :

-małe ciałem choć wielkie duchem Klaudię i Lidkę,
- Edytę i Łukasza, którzy cierpliwie znoszą niewygody końskiego grzbietu dążąc do doskonałości,
- Karolinę i Natalię- moje prymuski
- no i oczywiście Alę, która chciałaby podobnie jak ja zostać prawdziwą damą ujeżdżenia.

Kochani! Błagam! Obciągajcie pięty!

Mam dość


Mam dość i chętnie wlezę w najgłębsze krzaczysko w lesie.
Pewnie to dopadła mnie jesienna melancholia a jeszcze pewniej to syndrom zbliżających się dzikich zawodów w Liwie. Zawody są towarzyskie i jako takie mięliśmy nadzieje do końca je traktować. Pojawiły się niestety osoby dla których konkurs urósł do miary Pucharu Świata. Osoby te nie tylko wprowadzają nerwową atmosferę ale również psują nam wszystkim szyki i dobry humor. Wśród zawodników zrobiło się nerwowo i co za tym idzie wzrasta ogólne zamieszanie i mnożą się pretensję. Zadziwiające dla mnie jest to przede wszystkim, że głównymi prowodyrami całego niemiłego zamieszania są dzieci. To one (podżegane przez dorosłych zapewne) już od miesiąca patrzą na siebie na wzajem bykiem i zarzucają jedne drugim krecią robotę (bo ty nie chcesz żebym ja wygrał!).
Przerażające i niesmaczne!!!
Miała być świetna zabawa a jest gorzej niż rok temu. Poważnie się zastanawiam czy chcę brać udział w tej paradzie próżności. chcę czy nie chcę- muszę. Muszę być tam gdzie mój koń i pilnować bezpieczeństwa i jego i Asi.
Atmosfera napięcia przeniknęła oczywiście po części do naszej cichej spokojnej Rusi. Konie wyjeżdżają i nie wyjeżdżają średnio trzy razy na dzień. Moje zdanie jest takie, że konkursowy parkur wystarczy przejechać dwa-trzy razy przed konkursem celem pokazania go koniom. Są jednak tacy, którzy twierdzą że najlepiej siedzieć tam z końmi cały tydzień, opłacać treningi, które niewiele już przecież zmienią , trzymać konie w obcej stajni i codziennie dowozić tam młodzież. Ja odpadam, również finansowo tym bardziej ze każdy dzień nieobecności konia w Rusi to utrata klienta, i dycha za pensjonat. Nazbiera się.
W tym całym zamieszaniu widać jak wyłażą z nas wilcy, gęsi i barany, że już o świniach nie wspomnę. Tylko jedno mam do dodania: żal koni!

wtorek, 9 września 2008

Nawet przez sen


W związku z utrapionym nadejściem jesieni i zbliżającym się niechybnie terminem powrotu do domu (smutno nam oj smutno!) mamy teraz mnóstwo czasu na pracę nad sobą i naszymi końmi. Wczorajszej nocy cały czas ćwiczyłam przez sen figury na ujeżdżalni, szukałam równowagi w dosiadzie, ćwiczyłam przejścia i do bólu obciągałam pięty aż rano nie mogłam ustać na nogach.
Za dnia zrobiłam to samo na placu. Obserwująca mnie Asia dostrzegła zmianę nie tylko we mnie ale i w Cezarze a ktoś kto zwykle śmiał się ze mnie i mojego grubego konia dziś nie śmiał się wcale.
Ja sama poczułam nareszcie czym jest dobra współpraca i zaczęłam dostrzegać gdzie najczęściej popełniałam błędy. Żałuję, że musiało upłynąć tyle czasu bym zrozumiała, że mój przyjaciel kocha mnie bezwarunkowo i zrobi wszystko o co poproszę jeśli tylko będzie mnie "dobrze słyszał".
Ale ja oczywiście robiłam sobie śmiechy, że " magiczna lina", że " cudowny kij" i przyznaję, nie starałam się zrozumieć, byłam maszyną, jedną z tych którymi tak teraz pogardzam.
A dzisiaj poczułam oto po raz pierwszy w życiu jak kolosalne 800 kilo (może już chociaż 780) ustępuje w kłusie od delikatnego sygnału łydką o kilka dobrych kroków i przyjmuje prawidłową pozycję.
Mam ochotę wrzeszczeć "Jestem królem świata".
Ale zamiast tego przed zaśnięciem policzę Cejlony i podziękuję z tego miejsca mojej drogiej Hanzi.
To dzięki doświadczeniom tej pary- Hanzi i Cejlona ja mogę teraz nauczyć się jak rozmawiać z Don Cezarem.
Dziękuję

środa, 3 września 2008

Wielki Klucz do Małej Rusi

Cicho! Mam klucz. Klucz jest ogromny, srebrny (na prawdę kolosalny), nie da się go skopiować i otwiera magazyn na sprzęt. Mój magazyn. Na klucz ten czekałam dwa miesiące i nareszcie go mam. trochę wprawdzie późno bo właściwie ruch w interesie się kończy ale zawsze...
Drodzy przyjaciele, teraz to ja jestem szlachta pełną gębą i chodzę sobie z tym kluczem niczym ksiądz proboszcz z kluczem od zakrystii.
Jedno pytanie tylko zasnąć nie pozwala:
w czym wielki klucz od Rusi Małej jest lepszy niż mały klucz od Rusi Wielkiej?
Asia będzie wiedziała. Jej pytajcie.

wtorek, 2 września 2008

Nasi górą!!!


Pomimo, iż nieubłaganie zbliża się jesień a wraz z nią powoli opuszczają nas klienci i topnieje skromny budżet, my nie martwimy się na zapas. Czekają nas przecież zawody, przy okazji których nie tylko powalczymy ale również a może przede wszystkim spotkamy nareszcie wszystkich znajomych, którzy być może dawno o nas zapomnieli. Utkwiłyśmy na Rusi jak w trójkącie bermudzkim i ani my do kogoś ani nikt do nas i tak całe wakacje. A tu nareszcie będzie okazja, żeby się spotkać, pogadać, razem pojeździć, zobaczyć czy ludzie trochę się zmienili.
Z nadzieją i radością zauważam wśród moich przyjaciół- koniarzy coraz większy pęd ku ujeżdżeniu (pozdrawiam Tomka!), chęć do systematycznego trenowania swoich koni by nie były tylko maszynkami do pokonywania przeszkód ale również wspaniałymi i sprawnymi kulturystami.
Świadomość tego jak zbawienny dla zdrowia naszych koni jest trening ujeżdżeniowy jak doskonale rozwija ich muskulaturę i jak nam samym pomaga w uprawianiu jeździectwa jest moim zdaniem bardzo cenna. Mam już po dziurki w nosie wychowanych na wrzaskach i obelgach ponurych terminatorów dla których koń jest jedynie niezbyt szanowanym narzędziem służącym do zdobywania kolejnych odznak/gwiazdek/medali. Przy czym koń koniecznie musi być lekki i rasowy i mieć wystrzałowe kwity, żeby obciachu przed ludźmi nie było.

...a tu po cichu wyrasta opozycja- my, którzy mamy nadzieję osiągnąć cele na naszych własnych szkapach bez kwitów, wrzasków i całego tego blichtru. My totalnie pozbawieni zadęcia i chęci imponowania innym- nasi...górą!