Tu wasza dziś pasza będzie; A ja, mając oko wszędzie, Będę nad wami siedziała I tymczasem kwiatki rwała ;-))
czwartek, 1 kwietnia 2010
Wileka- mocni.
Jakie tam granice możliwości. Gdy tylko robi się cieplej granice te przestają być tak istotne. Nie dalej jak pięć minut temu pisałam w mailu do koleżanki, że od szóstki w totka wolałabym przeżyć drugą młodość (teraz, nie po czterdziestce) a od drugiej młodości wolałabym tydzień urlopu. Może to i prawda ale gdy jestem tutaj i teraz czuję, że żadna siła nie utrzymałaby mnie z daleka od tego miejsca. Robi się coraz ładniej, sprzątamy, grabimy, porządkujemy i czyścimy. Sierść ma się już ku końcowi, jedynie u Cezara wciąż nieprzebrane ilości, tych...wiecie. Zaczęłyśmy jeździć, to znaczy cały czas dzielnie jeździłyśmy, co nie zmienia faktu, że wiosną i tak cała nauka zwykle idzie w las a wiosenne powietrze z najzdolniejszych uczniów czyni niebieskie ptaszki. Teraz Ola pomaga mi przy Lazarze- ja staram się powstrzymywać matczyne emocje i wcale się nad nim nie lituję co wyraźnie wychodzi Lazarowi na dobre. Jak wiadomo w przypadku trudnych dzieci najważniejsze są jasno postawione granice, czasem więc lepsza okazuje się szkoła wojskowa od matczynego łona. Na łonie jak wiadomo najszybciej rosną żmije;-)
Mam nareszcie czas dla mojego wielkiego, zaniedbanego, utytego jak wieloryb Cezara, który niesie mnie radośnie w kierunku na który się uparłam czyli prosto (cholera!!!)pobrykując od czasu do czasu- znaczy nie jest z nim jeszcze tak źle. Asterkę trzeba powstrzymywać bo jak zwykle na tym etapie ciąży nie bardzo wie kiedy przestać jeść, biegać, tarzać się, żebrać i napraszać o pieszczoty. Nie mogę się już doczekać maja kiedy Ola zda nareszcie maturę i będziemy mogły częściej razem trenować, chociaż muszę przyznać, że wczorajszy trening kosztował mnie tyle pracy i byłam na siebie taka zła za swoją całoroczną ignorancję, że niemal wyszłam z siebie i zobaczyłam poprzednie wcielenia. Dziś nie mam siły ruszać nawet palcami.
Nie ma lekko samemu za stodołą.
Ale we dwie za stodołą czasem wcale nie jest łatwiej gdy jeden pilnuje drugiego i nie ma czasu na lenistwo:-)A ponieważ sama zaczęłam się doskonalić znów stałam się bezlitosna dla innych i nie mam wyrzutów sumienia. Ma być pięknie. I już.
Siano oczywiście nam się kończy i oczywiście jak co roku zostało nam mnóstwo kostek nie nadających się do niczego poza podściółką. Gdyby komuś brakowało ściółki to ja się tym chłamem chętnie podzielę.
Tym czasem życzę wszystkim kudłatego jajka i zębatego kurczaka i żeby te święta pomimo zapowiadanej średniej pogody okazały się dla Was pełne ciepła i dobrych myśli.
A po świętach zaraz bez chwili zwłoki wsadzajcie na grzbiety swoje leniwe pośladki i do roboty, do roboty.
Tfu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz