środa, 27 lutego 2008

Moja Paranoja


No cóż. Chyba najwyższa pora powiedzieć to wszem i wobec. Mam fobię społeczną. Jest to o tyle kłopotliwa sytuacja, że jestem u progu rozpoczęcia własnej działalności jako (nareszcie niezależny) hipoterapeuta. I co? Skończyło się pokorne chowanie pod skrzydła wciąż nowych i przeważnie upierdliwych przełożonych a zaczyna się ciemna ścieżka własnej, niepewnej przyszłości. Jest w tym wszystkim jednak jeden ogromny pozytyw- już kocham swojego przyszłego szefa:
- osobę, która doskonale rozumie konie,
-zna się na pracy z niepełnosprawnymi, gdyż ma za sobą wieloletnią praktykę,
-nie krzywdzi podwładnych, ponieważ sama była krzywdzona i wie czym to pachnie,
-kocha ludzi pomimo wszystko,
-jest życzliwa i pełna współczucia a co za tym idzie łatwo daje się zrobić w ...konia?

Ratunku! Ja się topię!



- jest doskonale przygotowana zawodowo i odpowiednio wykształcona
-jest idiotycznie rzetelna i chorobliwie pracowita
- jest przerażona i nie wie czy sobie poradzi!

Mam plan. Plan to podstawa. Mam konia. Koń jest jeszcze bardziej uczony niż ja, dzieci oszaleją na jego punkcie. I mam wspaniałe miejsce. Gospodarz wprawdzie zdarł ze mnie skórę ale to w końcu gospodarz, on tu jest królikiem. Poza tym może to długo nie potrwa, może za czas jakiś przeniosę całą hipoterapię na swoją ziemię , nad Kanał Elbląski- ale to już inna bajka i na razie niestety bajką pozostanie. Na razie mamy gospodarza i kłopoty.
Przystąpiłam już do sporządzania wstępnego kosztorysu inwestycji, oczywiście nie sama, gdzie tam, ja i cyferki..nie nie. Prawdę powiedziawszy, gdyby nie moje przyjaciółki (dzięki Bogu, że mam jakichś przyjaciół-dziwne swoją drogą) nie zrobiłabym kroku, cóż, ze strachu rzecz jasna. Przede mną (nie wiem czy powinnam myśleć o tym tuż przed snem) jeszcze długa droga urzędowych tortur:
-nie mam księgowej!!! Kto za mnie będzie ogarniał cyferki!
-nie umiem wypełnić wniosku o dopłatę, są wprawdzie ludzie, którzy mogą mi pomóc ale ja ich nie znam i wstydzę się zadzwonić pod podany przez koleżankę numer
- powinnam nadal negocjować z gospodarzem, ale jak widzę jego minę to uginają się pode mną kolana i nagle czuję się zmęczona i stara
- powinnam porzucić stajnię gospodarza? A gdzie do diabła starego mam się podziać?
- powinnam przejść szkolenie z prowadzenia przedsiębiorstwa, na którym z pewnością niewiele się dowiem, bo będzie mi się chciało palić, sikać, spać i takie tam inne.
Jednym słowem: biznesmen ze mnie jak z koziej rzyci trąba. Ale wiem jedno: bardzo chcę robić swoje i pomagać innym i sobie jak do tej pory albo jeszcze lepiej. I co? I nic.

2 komentarze:

ZYRAFA pisze...

Dusti! Moj zyrafi duch nad Toba sobie fruwa! Dasz sobie rade ze wszystkim i nawet sie nie obejrzysz, a bedziesz business woman w gumofilcach na swoim wlasnym podworku!!! Wierze w Ciebie!!!

p.s. Lulli sie bedzie aktywowal!!! Dzisiaj z Nia rozmawialam!

Sowia Stópka pisze...

no to wreszcie będziemy mięli zagęszczenie jako tako.