A ja sobie wzorem Oli zachrzaniam na oklep dookoła placu i po ósemce i po łukach,Cezar parska zachwycony a deszcz zacina konsekwentnie. W jeździe na oklep jest rzeczywiście coś wyjątkowo terapeutycznego.Grzbiet konia, zwłaszcza takiego jak ten mój, porusza się pod naszym tyłkiem jak maszynka do masażu, pokonując łuki rozpaczliwie przytrzymujemy się nadwątlonej grzywy a rozradowany zabawą wierzchowiec co i rusz przyspiesza kroku, wpada w poślizg lub się wypłasza. Chce mi się wtedy śmiać i krzyczeć: patrzcie na mnie! Jadę !
Przytłaczająca rzeczywistość i czające się po kątach niczym złe psy stada problemów nagle przestają istnieć. Jadę!
Znającym nurtujący mnie od lat problem pragnę się pochwalić,że trzymałam dziś w rękach tylną nogę mojego konia Cezara.
I wciąż żyję!
Tu wasza dziś pasza będzie; A ja, mając oko wszędzie, Będę nad wami siedziała I tymczasem kwiatki rwała ;-))
czwartek, 26 lutego 2009
sobota, 21 lutego 2009
Balet :-)
czwartek, 19 lutego 2009
Dobrze, że...
1. Trwająca cztery dni głęboka depresyjna otchłań szczęśliwie mnie opuszcza( to pewnie za sprawą faworków teściowej)
2. Wraz z powyższym ustępuje onieśmielający ból czaszki i narkolepsja wywołana Ketonalem
3. Nie trzymam może łydek tam gdzie powinnam ale za to mam chęć, zamiar znaczy się...
4. Konie lubią być brudne, nie pogniewały się więc za pięciodniowy urlop od czyszczenia.
5.Lazar doczyścił się wszędzie oprócz pod pachą (prawą), Cezar ma barambole i rodzyny tylko na podwoziu, nadwozie jest nietknięte,Astra nie doczyściła się wcale ale za to dopisuje jej humor i nie boli gardło (wyborna sopranistka)
6. Frodziak nie wskoczył mi dziś na plecy.Wczoraj tak a dziś nie.
7. Mężowi kończy się sesja (mężowska sesja to na prawdę trudny okres dla wszystkich:-))
8.Są wśród was tacy, którym podobają się moje blogi w tym również ten.
9. Ukończyłam sztukę o Czerwonym Kapturku- wersję alternatywną. Kapturka pozdrawiam i
mam nadzieję, że znajdzie się ktoś do roli Proboszcza...
10. Konie powiedziały mi dzisiaj, że wiosna już na prawdę niedaleko- cieknący ponad miarę kran stajenny to potwierdził (podobno jak kran cieknie to wycieka kasa, ech, żeby wymiana kranu załatwiła sprawę)
niedziela, 15 lutego 2009
Nadciągam...wracam...waham się.
Jedno jest pewne ponad wszelką wątpliwość:praca kowboja nigdy się nie kończy.
środa, 11 lutego 2009
Moja Ostatnia Niedziela
Ostatnia bo dobrowolnie postanawiam założyć sobie chomąto.
Chomąto po zimie jest rzeczą niezbędną, zbliżają się cieplejsze dni i trzeba będzie świecić przykładem, wiedzieć o czym się mówi i odrobinę uelastycznić zamarznięte członki. Trzeba będzie ograniczyć wypas własny na rzecz ćwiczeń, zapomnieć o używkach na rzecz wiedzy ogólnej i robić wszystko to nie zaciskając zębów bo szczękościsk jak wiadomo nie sprzyja harmonii.
A tym czasem dzień wciąż za krótki, ziemia wciąż zmarznięta, raczki wciąż podskakują w kłusie a łydki nie chcą spocząć tam gdzie porządny jeździec łydki trzymać powinien.Konie radośnie wybijają się z ustalonego tempa na rzecz dzikich podskoków i udawanych wypłoszeń co dodatkowo utrudnia pozostanie z pupskiem centralnie usadowionym na końskim grzbiecie.
Dobrym rozwiązaniem jest robienie sobie zdjęć podczas treningów na wypadek gdyby nie dowierzało się stojącemu na placu luzakowi. Jeśli na 60 pstrykniętych fotek trzy nadają się do pokazania to chyba nie jest dobrze, co?
Tak to jedni w lutym zaczynają diety, inni solarium jeszcze inni rzucają palenie, a my w lutym zaczynamy lonżować.
Jadę więc na króciutki urlop odwiedzić starą dobra Pragę (tą Warszawską oczywiście, nie bądźmy burżujami) i zaznać luzu bez bólu tyłka ostatni raz w tym roku.
A wy drżyjcie bo niebawem powali was moja nieposkromiona bezkofeinowość, beznikotynowość, bezpiwność i obżydliwa doskonałość:-)))
Na łagodniejsze usposobienie radze nie liczyc.
piątek, 6 lutego 2009
niedziela, 1 lutego 2009
Nie pora na Marzannę?
Czy ktoś może coś zrobić z tym śniegiem? Nie jesteśmy wszak polarnymi niedźwiedziami ani grupą nawiedzonych morsów i odmrażanie sobie czterech liter nie należy do naszych ulubionych rozrywek.Chcemy mieć ciepło i wodę w stajni.
Ola i Asia zagrzewały dziś do galopów naszych wielkich, kudłatych facetów, którzy na niepewnym, śliskim podłożu unikali ruchu i starali się nie rozwijać nadmiernych prędkości. Nie to co Asterka, która pędząc w ogóle nie dotyka ziemi, tej nic nie przeraża.
Ola przygotowuje się do egzaminu na brązową odznakę, trzymajmy za nią kciuki i obciągajmy pięty- szkoda, że nie może zabrać ze sobą Cezara. Chociaż biorąc pod uwagę rozmiary jej zwykłego bagażu może zmieściłby się gdzieś między Tomkiem a zimowymi majtasami:-).
Asia chciałaby dobrze wypaść na wiosennych majowych rozgrywkach, na które niestety musi zabrać swego leniucha- Lazara. Na szczęście jego trening idzie w dobrym kierunku i tylko pogoda (cholera!) powstrzymuje ich dalsze starania. Przy takich słodkich 650 kilogramach rozluznienia potrzeba jeszcze ze dwa deko zaufania, tonę cierpliwości- i będziemy mieli placek z rodzynami.
Mam jeszcze Astrę jakby ktoś chciał coś wygrać- ona wszystkiemu da radę.
A mistrzom świata upszejmie przypominam, że lonżowanie i ćwiczenia dosiadu to podstawa, nie podstawówa.
No.
Subskrybuj:
Posty (Atom)