(photo of Astera by Zuzia Karpińska)Anioły są bardzo głośne (zwłaszcza te w Borsukach:-)).
Od piątku do środy można było je zobaczyć i co najważniejsze usłyszeć jak przemykały we mgle porannej i w otaczającym gospodarstwo lesie. Wrzasków i chichotów nie zagłuszały nawet przeraźliwie szemrzące na wietrze liście (zwiastujące kenta) . Można było zobaczyć te Anioły jak pluskają się w srebrnym jeziorku lub podróżują małą jak łupina łódką po spokojnej wodzie kanału.
Przede wszystkim jednak Anioły dosiadały koni i galopowały Anioły zawzięcie po zielonych pastwiskach i leśnych bezdrożach. Być może skrzydła nie wyrosły im nigdy lub też miały je schowane w namiocie, ja tam nie wiem, faktem jednak pozostaje to, że wraz z ich przybyciem w Borsukach zapanowało radosne ożywienie a po ich odejściu zrobiło się cicho i ponuro. Ech, co zrobić, wszystko co dobre musi się skończyć. Z ulgą odetchnęły może jedynie węże, sarny, zające, wróble i jelenie jak również gzy, bąki i nietoperze, którym nareszcie przestano nadawać fikuśne imiona.
Teraz przyszła pora na inne wyjazdy i odwiedzanie innych miejsc i życzę moim Aniołkom, żeby bawiły się równie dobrze co w Borsukach albo jeszcze lepiej.

Ja tym czasem zostanę z końmi tu gdzie jestem i zawsze będzie można znów mnie odwiedzić. Przy okazji sprawdzę jak tam domniemana ciąża Asterki i zastanowię się nad Lazarem. Obawiam się jednak, że jego wada wzroku pogłębiła się na tyle by utrudniać mu w pełni sprawne funkcjonowanie. Wnioskuję to po trudnościach w "zmieszczeniu się" na małym placu nie wynikających ani z nieposłuszeństwa ani z usztywnień i nisko trzymanej głowie podczas biegów w terenie. Pewna oczywiście nie jestem, nikt nie jest, są za to tacy, którzy w dalszym ciągu doradzają mi by z krnąbrnego Lazara bata nie zdejmować.
Nie pójdę więc chyba do piekła jeśli ich z tego miejsca nie pozdrowię.
A wracając do Aniołów moich diabelskich myslę sobie czasem, że byłoby fajnie gdyby nigdy się nie zmieniły, nie wydoroślały i nie stały się śmiertelnie poważnymi i pełnymi pretensji do świata dorosłymi o kwaśnych minach.
Wystarczy, że ja taka jestem.



PS. Jeżeli chodzi o Madralinszką to w jednej kwestii zgadzamy się w stu procentach: "Zmierzch" jest do bani.