Łatwo jest przytaczać mądre cytaty, o wiele trudniej żyć według głoszonych mądrości dlatego zanim kolejny raz uraczę Was potężną jak dzwon frazą, sprawdzę czy aby sama dam radę się w niej zmieścić. No bo dobrze jest się chwalić na blogu sukcesami, które owszem, nie przeczę, czasem się zdarzają i odbierać gratulacyjne komentarze, dobrze jest zjeść wszystkie rozumy lub być na tyle wydolnym finansowo by korzystać z rad tych, którzy wiedzę tajemną posiedli. Gorzej samemu pokonywać bariery kierując się jedynie intuicją i domysłami, gorzej w samotności walczyć z własnym strachem, który jak się okazuje z upływem czasu zamiast zanikać tylko narasta.
Zdarza się więc, moi drodzy, że zwyczajnie się boję. Nie jest to wynikiem mojego braku wiedzy, doświadczenia czy umiejętności dlatego nie wstydzę się przyznać do swojego strachu bo nie czyni on ze mnie ignoranta a jedynie kogoś kto szuka, kto walczy, nie z koniem a z samym sobą. Wiem już, że to o niebo a może nawet o piekło trudniejsze.
Oczywiście chodzi o Lazara, który znów po dwóch tygodniach przerwy z racji oblodzenia zapomniał do czego służy jeździec na końskim grzbiecie i myli go z workiem treningowym.
Dziś przypadkiem mój nieudany trening obserwował pewien człowiek- koniarz. Powiedział mi, że jeśli nie pokonam w sobie obaw i nie zastosuję ostrzejszych metod od sporadycznego "muskania" batem końskiego boku to nigdy nie zmobilizuję konia do dobrego ruchu, a jeśli nie umiem to może lepiej byłoby żebym się z tym koniem rozstała. Myślę, że problem tkwi nieco głębiej. Wydaje mi się, że uderzenia batem, na które koń reaguje agresją, wspinaniem się i podskokami, uderzenia, które wzmagają jedynie nieposłuszeństwo zwierzęcia a w konsekwencji stawiają mnie- jeźdźca w sytuacji delikatnie rzecz ujmując stresującej, nie są najlepszym wyjściem. Co może być więc wyjściem z tego kręgu wzajemnych strachów? Czy ktoś może wie?
Nie do końca rozumiem przyczyn, dla których Lazar czasami tak histerycznie reaguje na łydkę lub palcat i czy jest to złość jedynie i upór czy może złość i upór podszyte strachem. Dziś musiałam zakończyć mój trening szybciej niż to zaplanowałam bo zwyczajnie wydawało mi się, że wszystkie podejmowane przeze mnie działania nie zmierzają jakoś w dobrym kierunku i kiedy koń zaczął reagować podskokami na zwykłe ponaglenie głosem stwierdziłam, że zaraz któreś z nas wyląduje w kaftanie bezpieczeństwa za zamordowanie drugiego.
I czemu miałam wrażenie, że tym zamordowanym będę ja?
Na pewno byłoby łatwiej gdybym miała czas na codzienne treningi i Lazar wdrożyłby się w codzienną pracę, wiedziałby że nie jest ona czymś niezwykłym ale tak dobrze nie ma. Ktoś musi pracować, żeby wypełnić rozdęty kałdun kogoś innego.
I czemu wydaje mi się, że tą osobą z rozdętym kałdunem nie jestem ja;-)
No i zwyczajnie mnie dziś wystraszył, wiecie co mam na myśli? Wspiął się i mnie przestraszył no bo gdybym spadła i dajmy na to coś sobie uszkodziła, to kto by to wszystko ogarnął, kto by się nimi wtedy zajął.
I znów zobaczyłam tamtą klacz jak żywą na tamtej łące, na której kilka wiosen temu omal nie dokonałam żywota, poczułam ten ogrom bólu i strachu, który wówczas obudził we mnie pokorę i świadomość tego, że jestem tylko człowiekiem, że jednak istnieje coś takiego jak granica moich możliwości. Strach pozostał jak przyklejone do buta łajno. I Lazar pewnie je czuje;-)
Nie tracę jednak wiary w to, że w końcu się dogadamy. Może nie jutro, może nawet nie w tym roku ale w końcu wspólnie znajdziemy jakieś wyjście. Albo znajdzie je ktoś inny a my się tylko zastosujemy, no bo czy to z resztą nie wszystko jedno?
3 komentarze:
doktor P. 601 644 236
jeszcze zobacz, czy siodło za bardzo z przodu na łopatkach nie lezy, może wystarczy dalej siodłać.
Mam już doktora namierzonego, będzie pewnie w przyszłym tygodniu to się sprawa nieco wyjaśni. Będę próbować.
No to trzymam kciuki
Prześlij komentarz