niedziela, 1 marca 2009

Rolnik sam w dolinie..-czyli weekendowy przegląd uśmiechów















Na początku weekendu, w piątek bez entuzjazmu dźwigając przerośnięte kostki siana (są duże, słodkie i jakby ktoś chciał to mogę trochę odsprzedać) myślałam sobie, że oto znów jak za dawnych czasów jestem sama jak palec. Usiłując zatkać tym palcem cieknący kran, posprzątać stajnię, poświęcić uwagę wszystkim moim koniom ze zgrozą myślałam o zbliżających się wiosennych pracach polowych. Zbyt lekka kieszeń dodatkową ciągnęła mnie ku ziemi jeśli wiecie co mam na myśli a wiecie na pewno, bo to akurat wszyscy teraz wiedzą. Od środy brałam pod tyłek dwa konie dziennie, (co jeżeli o mnie chodzi jest raczej nietypowe) szczególną uwagę poświęcając Lazarowi, który snując się za mną po pastwisku z posępnie zwieszoną głową wykazywał pierwsze symptomy słynnej depresji gangstera. Koń ten w niezwykły u niego sposób zaczął domagać się mojej uwagi owijając się dookoła mnie jak duży kot i wpychając łeb pod pachę. I tak oto obudziło się we mnie współczucie dla tego bezwzględnego dotąd i samolubnego wyczynowca. On zwyczajnie umarł z nudów. Trzeba było go wskrzesić.
W sobotę wpadli Ola z Tomkiem. Radości było po pachy kiedy razem z Olą bawiłyśmy się z Lazarem i najpierw my goniłyśmy jego a potem on nas. Po takiej zabawie,kiedy szkap pofruwa sobie z entuzjastycznie zadartym ogonem, skupienie podczas treningu jest o niebo lepsze a dla nas-jeźdźców niebo to sporo. Następnie wszyscy we trójkę sympatycznie sobie gawędząc (obgadywaliśmy bliźnich, cholera!) wspólnie wywaliliśmy gnój i pojechaliśmy popatrzeć jak Tomek tańczy z cudnym Kardamonem (może lepiej byłoby powiedzieć "grzecznym":-)
Dziś były Ala z Mają, które też pomagały mi przy obrządku i podczas indywidualnej pracy z Lazarem i Frodem. Ala jeździła na Cezarze a ponieważ nagle zapragnęłam poczuć w niej bratnią duszę, musiała ku swemu niezadowoleniu tak jak ja jeździć na oklep. Maja mocowała się z wężowymi ruchami Asteroidy, której upór w wykonywaniu zwrotów na zadzie (kiedy nikt jej o to nie prosi) jest zatrważający. Porobiłyśmy sobie też zdjęcia podczas wiosennego brykania bez koni:-) głupawka.
Tak więc moi drodzy, rolnik nie jest całkiem sam w swojej dolinie, rolnik ma przyjaciół i ulubionych podopiecznych a latem koczując wszyscy razem na Borsukach zaopatrzeni w odpowiednie atomizery wypowiemy krwawą wojnę insektom:-)

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

No nie można powiedzieć, że było nudno :-))
A jazda na oklep nawet się udała. Na Cezarku jest dużo wygodniej niż na Astrze ;-)

Anonimowy pisze...

no tak sie wlasnie zastanawiałam co mnie tak cały nos swedział, uszy i w ogole wszystko w sobote! :-)

hanzia

Anonimowy pisze...

Wiosna idzie!!! Dodzia nam sie rozbrykała:)

Tomek

Anonimowy pisze...

Oj się działo! :))
Troszkę się pomocowałam z tą zadziorną panią, ale i tak było miło.

Majka

Anonimowy pisze...

A kim jest Kardamon? :-) i Dodzia? :-))

hanzia

Sowia Stópka pisze...

Ano Kardamon to taki miły arabski jegomość.Mieszka w Zrebaczowie i Tomek się nim serdecznie zaopiekował.A Dodzia to niestety ja.

monetkon pisze...

a ja nie mogę się doczekać wiosennych porządków w stajni :D

Anonimowy pisze...

a dlaczego Doodziaaa ??

hanzia

Sowia Stópka pisze...

Oj tam zaraz dlaczego? Dodzia i już:-)