poniedziałek, 8 marca 2010









Wydaje się, że nasze marzenia spełnią się już lada moment. Po tym jak po raz ostatni zima dokuczyła nam na Borsukach, znów robi się upojnie ciepło. Niezwykle ciepło. I coś wam powiem przyjaciele i sąsiedzi: lód na placach treningowych zaczyna się już topić.
Ja od dni kilku z nudów lonżuję z lonżą i bez lonży. Nie po to, żeby osiągnąć jakiś konkretny efekt w postaci dobrego ruchu. Chcę jedynie sprawdzić w ten sposób czy jeszcze mam łączność, pobawić się i zadbać o to, żeby moje tuczne wieprze nie dostały z lenistwa zaparć i odleżyn. Zwierzaki widocznie tęsknią już za trawą i wypatrują jej z niepokojem. Siano pozostaje niedojedzone, owies jest nostalgicznie przeżuwany, suchy chleb i marchew pogryzana od niechcenia.
Z wiosną następuje także wyczesywanie kołtunów i zewsząd gęsto sypie się włosie. Siwki szczęśliwie i namiętnie uprawiają tarzanie się w śniegu więc większość szaty zimowej zostaje na ziemi ale gniade hodują pokazowe kołtuny w których lęgnie się diabeł jak powszechnie wiadomo. Cezar na lonży sprawuje się zaskakująco dobrze, wcale nie ciągnie i uważnie słucha poleceń- łączność znakomita. U Lazara przeszkadza nadmiar dupy (o przepraszam!), która z kolei jest siedliskiem znakomitych pomysłów. Asterka i jej kolega Efendi sieją zamęt przeciskając się pod taśmą przy czym Asterka czyni to z gracją i nie zostawia śladów, a Efendi nie. Przyczyną tych ucieczek jest kupka obornika (starego gnijącego siana) leżąca pod jabłonką- smakuje wybornie i pachnie nie najgorzej- w końcu zawsze to coś innego niż zwykle, niebo w gębie dla prawdziwych francuskich piesków.
Ale pomimo wszystko kocham zapach wiosennej stajenki, kiedy otwiera się drzwi i oprócz jazgotu głodnej Asterki człek rejestruje zapach sianka i czystszego już konika. Wszystko to razem daje nam nadzieję i pozwala wierzyć że święto kranu i obóz jednak się kiedyś odbędą.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Tak to jest, jak już się miałyśmy z Alą wybrać to i lód na padoku i zimno jest, a teraz proszę piękne słońce wychodzi. Mam nadzieję, że już do reszty wszystko stopnieje bo jak to powiedział mój kolega -będę sobie mogła skikać na tych swoich konikach! :)
Co do obozu to jednak będę jechała tam już na początku czerwca, więc spokojnie po weekendzie możemy zacząć(tak myślę).
Tęsknie!
i Ściskam baaardzo mocno! Majka

Anonimowy pisze...

Zazdroszczę padokowych roztopów, bo u mnie ciągle lód... Siano zostaje wdeptywane w gówno, papka z owsa rozrzucana we wszystkie strony świata, codziennie mróz (czy to możliwe, skoro u pani słoneczko?) i pojeździć nie można... z powodów pogodowych, terenowych i jeszcze innych. I chociaż czuć nadchodzącą wiosnę, za stodołą cienka, ale jednak, warstwa śniegu i szadź na drzewach! Ja mam już dość!
Z chęcią bym skosztowała borsuczego ciepełka, bo ono jest tam zawsze, nawet w mrozie -30, a mi już tak smutno...
PS. Podobno pani mnie zabije, jak niedługo przyjdę do DomowoMi - takie informacje dostarczyły mi dziewczyny, ale czy pani wie, że zawsze, kiedy chcę tam iść i mam czas, pani tam nie ma?! Wkurzający NIEzbieg okoliczności, tak to można nazwać. Oho, ale sie rozpisałam! Ale to z tęsknoty :)
Pozdrawiam i chucham na lód, Zuźka sProśna.

Sowia Stópka pisze...

Ja nie wiem co te dziewczyny wymyśliły. Nic o mordowaniu nie było. Ściskam sprośnie;-)