piątek, 20 listopada 2009

Efendiego grupa wsparcia.

Ten na zdjęciu to nie Efendi, nie tracimy jednak nadziei, że i nasz siwy rumak w końcu się rozrusza. Odkąd Ola odzyskała swoją miłość i Efendi zastąpił Kokainę, staliśmy się grupą wsparcia i centrum leczenie stanów depresyjnych w jednym. Efendi jest smutny (Olka też), teraz już tylko trochę ale kilka dni temu był tak smutny, że na sam jego widok człowiekowi chciało się płakać. Dziś Efendi chodzi już w stadzie a praca pod siodłem wyraźnie poprawia mu nastrój. Charakter tego rumaka przypomina mi nieco naturę Cezara, który łatwiej wchodzi w kontakt z człowiekiem niż z drugim koniem. Efendi to ewidentny pieszczoch i łasuch ponad to (obiecałam , że to napiszę więc uwaga) to wspaniały koń o pięknym ruchu, efektownych zawieszonych chodach i Olka bardzo go kocha. Tak ludzie i ludziska- miłość w Borsukach jak zwykle kwitnie zimą. Oczywiście wszyscy na wyprzódki starają się pocieszyć pięknego pana, docierają do nas niesamowite ilości informacji na temat sposobów na smutek jesienno- zimowy u kopytnych, mnie jednak się wydaje, że najlepszym lekarzem tutaj będzie czas. Musimy dać czas Efendiemu, żeby polubił gangstera Lazara, złośnicę Astrę i pieniacza Cezarego, żeby poczuł się u nas bezpieczny. Trzeba na nim jeździć i dużo się z nim bawić, żeby nie czuł się opuszczony. Odgrzebałyśmy więc z Olką pokryte kurzem i patyną zasoby wiedzy z pana Parellego i jego siedmiu zabaw i oni się we dwoje bawią a ja patrzę i wspominam jak to było kiedyś...Efendi na razie jest uprzejmie niezainteresowany zabiegami Oli a ja z grzeczności tłumię wybuchy wesołości bo przecież ze mną i Lazarem na początku było dokładnie tak samo. Ileż to razy trzeba było przerwać zabawę, odejść i poprzeklinać na osobności, żeby koń nie słyszał.
Lubię te chwile kiedy jesteśmy na Borsukach całym teamem i możemy zrobić sobie burzę mózgów na jakiś temat. Tak się składa, że każdy z nas poznał inne metody pracy, czyta inne książki i chociaż wszyscy zajmujemy się tym samym to dzięki różnym mistrzom mamy na nasze kłopoty dokładnie tyle sposobów ile nas akurat jest w stajni. Lubię to w naszych rozmowach, że nie zamykamy się na siebie i na to co inni mają nam do przekazania. No przecież w obcej stajni trzeba by było za takie rady słono zapłacić. A konie trochę jak ludzie, psy, koty - są różne, każdy jest inny i myślę, że nikt z nas nie zrobiłby niczego wielkiego trzymając się tylko swojej działki i nie pytając o radę pozostałych. Ja na przykład uwielbiam swój podręcznik i zanim pożyczyłam go Ali nie znikał z półki przy łóżku i był czytany non stop, ale gdybym trzymała się tylko tego kierunku planując swoje treningi pewnie w ogóle nie wsiadłabym na konia. Inny podręcznik czytałam na etapie zaprzyjaźniania się z moimi końmi, inny podczas pracy na lonży, inny czytam jeżdżąc na Cezarze a jeszcze inny gdy pracuję z Lazarem, poza tym jak już na prawdę czegoś nie wiem to mogę zapytać Olkę co nie:-), no bo ona była w Lewadzie to wie:-)))
A poza tym mam grypę szczepu HWD1FCKoFF34, wszystko mnie boli i teraz nie jeżdżę na placu bo nie mam na to siły. Jeżdżą natomiast inni i to wielką gromadą. Skąd oni mają siłę?

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

A jakieś zdjęcie Efendiego? :)
Ja jestem przeziębiona, chociaż z początku myślałam, że to świńska grypa...
A były jakieś straszne zwarcia między końmi? ;)
Suzan

Sowia Stópka pisze...

Ostatnio jakoś zupełnie nie robię zdjęć. Może Ola coś tam ma to niech podeśle. Nie było tak źle tylko Lazar trochę się zaczynał:-)
antyspam:spalcem:-)

Anonimowy pisze...

ja też mam późnojesienną depresję. A z tego, co dowiedziałam się w domu, Mańki z Montany wcale nie smucą się znikającą trawą i zajadają się mandarynkami, malinowymi cukierkami i suszonymi bananami... może to też jest sposób? cukier się we krwi podnosi ;]
od jutra wypróbuję.
pozdrawiam serdecznie Borsuki :)
Ania

Anonimowy pisze...

mam:) podeslac?

olka

Sowia Stópka pisze...

na maila bo przez gadu nie odbieram