Nadejście zimy uczyniło nasze życie w Borsukach nieco bardziej upierdliwym. Poranne obrządki wydłużyły się o kolejną godzinę z powodu zamarzającej wody. W stajni kran nie odmarznie pewnie aż do marca a w ogrodzie co rano dokonywać należy indiańskich rytuałów w celu zdobycia tych kilku wiader. Wiadra te trzeba potem nieść, co jest o tyle komiczne, że ślisko i bywa, że się nie doniesie. W stajni zamarza zresztą wszystko, woda w wiadrach, witaminy w butelkach, które służyć mogą teraz jedynie do obrony koniecznej- chwała hipovitowi w proszku.
Bardzo tęsknię za jazdą ale niestety przy minus 13-tu (w Borsukach zawsze jest odrobinę zimniej niż w mieście- uprzedzam komentarz Madralinszkiej) przy poziomo padającym śniegu w rękawiczkach, które nigdy nie są dość ciepłe- dla mnie bez sensu. Spod oka popatruję też na eleganckie gumowce przez które już nabawiłam się odmrożeń- czemu do cholery nie kupiłam termobutów? Marchew przestała gnić a zamieniła się w kamyczki- prawdziwe wyzwanie dla koni, memlają ją całymi godinami.
Dziś po obrządku usiłowałam zachęcić towarzystwo do jakiś zabaw na śniegu ale towarzystwo popukało się w głowę, zbiło w kupę i ani myślało ruszyć się od wczorajszej kupki siana. A co za zgoda przy tej kupce, co za harmonia! Jednak przy takiej pogodzie żarcie jest najważniejsze. Asterka przestała tak usilnie wędrować odkąd dałam jej dodatkową porcję owsa rano, Efendi wywędrował kilka dni temu ale tylko po to żeby zaklepać sobie pierwszeństwo przy wchodzeniu do stajni. Kiedy przyjechałam od razu wyłonił się z mroku z miną skruszoną i stanął pod drzwiami.
- mogęmogęmogę?
Lazar pomimo, że lubi dobrze zjeść nie wydaje się jakoś nadmiernie pobudzony. Pilnuje swojego małego stadka, nie awanturuje się przy misce i ogólnie zachowuje się dosyć spolegliwie. Cezarek przebudził się nieco, chyba już się na mnie nie gniewa bo przecież teraz nie jeżdżę wcale więc nie może się czuć zaniedbywany względem innych.
Prawda jest taka: nie da się wytrzymać. Taka pogoda ma być do poniedziałku (pogoda onet), potem ma być trochę lepiej a od czwartku dobrze bo koło zera stopni. Myślę więc, że nikt nie będzie mi miał za złe, jeśli powiem: w ten weekend chyba nie pojeździmy. Na szczęście mamy jeszcze przerwę świąteczną.
ps.to nie ja ukradłam napis z bramy muzeum w Oświęcimiu, mam własny- lepszy:
"praca kowboja nigdy się nie kończy"
5 komentarzy:
Wcale nie zamierzałam tego faktu podważać!
A co do weekendu, to trudno... Strasznie tęsknię za Borsukami, ale z drugiej strony nie mam też ochoty, żeby stracić odmrożone palce. Pozostaje nadzieja, że po świętach będzie lepiej (podobno odwilż - mam nadzieję, że na święta jeszcze będzie śnieg!)
Alice
No, ja też tęsknię! I również liczę na polepszenie pogody.
Ana
W Prośnie teraz -20...
Zwykle na onecie jak sprawdzałam sobie pogodę, potem było inaczej...
A u mnie Karinki biegają i się tarzają, w takim futrze zima im nie groźna ;)
Pozdrawiam :)
(Zuzia, rzecz jasna)
Ja weekendowo wybierałam się do chłopaków do stajni, ale rzeczywiście -22 stopnie, które zamrugały do mnie zalotnie z termometru w połączeniu z początkami grypy kazały owe plany zmienić ;/ a szkoda... wytrwałości w tym mrozie. Życzę nam wszystkim ;)
p.s. mój tata gotuję Mańkom wodę w czajniku :D i miesza z zimną. Dopóki się doniesie pod boksy, już jest chłodna, ale nie zamarza przynajmniej :D
pozdrawiam
Montana
Przebywanie na takim mrozie z własnej woli to nie wytrwałość a perwersja. Ja mam dość po wczorajszym wieczornym obrządku, tyłek zamarza na kość. A Zuzanna zamienia się w sprośnego eskimosa- u mnie na razie -15
Prześlij komentarz