piątek, 4 grudnia 2009

Niusy


No i czas się znalazł. Wróciłam do treningów i muszę przyznać, że znalazłam sposób dzięki któremu znów pojawiła się nadzieja na to, że moje starania nie pójdą na marne. Ten sposób sprawił, ze stała się rzecz najważniejsza. Mój koń zechciał ze mną współpracować, ja z kolei powstrzymałam swoje ambicje i zaczęłam raz jeszcze od samego początku i bardzo powoli. Sposób, nie powiem jaki, przez wielu z Was pewnie zostałby uznany za niepedagogiczny i nieco szalony ale ponieważ mój urodziwy przyjaciel nie mieści się w żadnym podręczniku i to nie tylko z racji gabarytów, nie mieści się nawet w moim ulubionym podręczniku, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, musiałam uciec się do podstępu. Oczywiście treningi w siodle zawsze poprzedza króciutkie lonżowanie z przejściami na komendy głosowe- takie przypomnienie zazwyczaj ułatwia sprawę a i bez tego mam konia może nie ustawionego na pomocach, może nie o perfekcyjnym ruchu ale mam konia, który stara się rozumieć co do niego mówią, chce pracować pod siodłem, reaguje na sygnał łydką, konia, który słucha. Napady złości są więc coraz rzadsze ku mojej ogromnej radości i co: czasami wystarczy tak niewiele, jeden dobry pomysł i proszę: mówisz i masz.
Poza tymi sprawami to pilnie szukamy z Olką nowego partnera dla Cezara. Cezar czuje się bardzo źle, jest posępny i rozgoryczony bo każda z nas zajęta jest trenowaniem innego wierzchowca. Jeżeli jest więc ktoś kto wie jak się jeździ konno, nie ma własnego konia, miałby ochotę, zacięcie, czas ze dwa trzy razy w tygodniu, to zapraszamy go do wspólnoty i obiecujemy ciepło go przyjąć.
Efendi natomiast zakochał się w naszej małej Sambie, włazi jej do boksu, częstuje się z jej talerza i wcale nie zważa na to, że dama nie jest tym zachwycona. Stwierdziłam nawet ostatnio, że oboje się mieszczą w malutkim boksie Astry przy czym Efendi składa się na dwie lub trzy części żeby było więcej miejsca. Mamy więc w Borsukach wielką kochającą się rodzinę w skład której wchodzi większość z odwiedzających ten blog i pomimo chłodu i gruntowych przymrozków, pomimo, że rozwalają nam się drzwi od obornika, nie mamy światła na strychu a myszy rąbią nas jak Popiela, ciepła atmosfera lichej stajenki sprawia że chce się żyć.

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

No to prawie same pozytywy:-) Żal tylko Cezarka :-( Niestety ja nie dysponuję taką ilością czasu a poza tym zakochana jestem w Astrze, ale bardzo dobrze mu życzę. Przynajmniej porusza się dzisiaj trochę w terenie i zobaczy kawałek świata :-)
Pozdrawiam ciepło, Alice.

Anonimowy pisze...

No biedny Cezarek, ja też niestety czasu dużo nie mam a postawiłam sobie na celu by pracować z Lazarem. Ale za to galop na nim w terenie jest wyśmienity! ;]
Ana

Anonimowy pisze...

Ostatnio zawsze lonżuję Karinę przed jazdą - przez te wysokoenergetyczne żarcie jest niemożliwa - dzięki temu jakoś łatwiej potem jeździć.
Och, biedny Cezar... Oby szybko ktoś się znalazł, żeby mu wszczepić więcej radości :)
Pozdrawiam, Suzan :)

Anonimowy pisze...

przez te wlasnie wyzej wymienione rozwalajace sie drzwi, mam cala sina prawa stope



olgierda

Anonimowy pisze...

nie ma dodzi, a ja czuje potrzebe podzielenia sie z wami borsuczymi niusami, wiec chcialabym powiedziec ze:
- nasza druzyna BE, pod przywodctwem szeregowej astry, udala sie dzisiaj na tak zwany "szaber" do pana Slawka, niewiadomo jak ani ktoredy,szczegolnie jezeli chodzi o cezara, bo jak powszechnie wiadomo, najmniejszy nie jest. Ale malo tego! Wyobrazcie sobie ze nie kto inny jak nasza dzielna pani lesniczyna sprowadzila brygade spowrotem do stajni, po drodze wyglaszajc monolog pt. "Trawnik pana Sławka jest swiety bo:...".
pani Danusiu - "dwa proste slowa:D" dziekujemy:)

przepraszam za literowki i bledy ortograficzne


olgierda

Anonimowy pisze...

No to nieźle! Chciałabym to zobaczyć xD
Alice

Anonimowy pisze...

juz wiadomo! nasz champion bierze slupki na klate:)

Anonimowy pisze...

olg

Sowia Stópka pisze...

O Boziu! Kota nie ma i myszy harcują. Jestem wróciłam i zaraz podłącze im 220V do taśmy:-)