Tu wasza dziś pasza będzie; A ja, mając oko wszędzie, Będę nad wami siedziała I tymczasem kwiatki rwała ;-))
wtorek, 6 kwietnia 2010
Wielki Luz czyli D. w żelaznej masce.
Jak pozbyć się zbroi?
Usłyszałam ostatnio o odkryciu pewnego brytyjskiego naukowca dotyczącym sposobu na długie i szczęśliwe życie. Otóż w skrócie chodziło o to, że im sobie bardziej odpuszczasz tym mniej się zużywasz- jak samochód, który jeśli zbyt wiele się nim jeździ, szybciej kończy na szrocie. Filozofia zakłada zatem odpuszczanie sobie zajęć zbyt stresujących, wymagających zbyt wiele wysiłku lub jak wolą niektórzy po prostu powszechne olewactwo i obiecuje, że tym sposobem życie wieczne mamy murowane. Zaleca się też w ramach tej filozofii picie dużej ilości piwa bo piwo jest zdrowe i pewnie dlatego postanowiłam przyjąć ją bez zastrzeżeń.
Tym czasem siedzę na koniu i bardzo staram się ten wielki luz wprowadzić w czyn- czyn jeździecki. Od małego dziecka uczono mnie jazdy konnej w różnych klubach i szkołach, wkładano pod łokcie książki a pod kolana monety, byłam bez końca, godzinami lonżowana bez strzemion a jedyna dobra strona tej sytuacji jest taka, że jest niewiele koni którym udaje się mnie zrzucić. Kazano mi trzymać łopatki razem a pierś dumnie wypinać, kazano wyprężać się jak struna i ciągnąć pięty w dół, robiłam to, jest więc niewiele koni, na których czuję się dobrze bo jazda z kołkiem w tyłku przeważnie bardzo mnie męczy. Noszę zbroję, którą spawano dla mnie przez wiele lat.
A teraz na środku placu stoi sobie wyluzowana Olka i pomaga mi przyjąć nareszcie lepszą dla mnie i mojego konia pozycję ciała.
- Odpocznij Dodzia- mówi po 45 minutach nakłaniania mnie do rozluźnienia mięśni, więc na powrót spinam biodra, zamykam kolana i ciągnę pięty w dół ile wlezie
- ODPOCZNIJ!- krzyczy i wybuchamy śmiechem.
Wiem o co chodzi. Jest super. Wiem jak mam to zrobić, zamykam oczy i robię to, odnajduję w swoim ciele punkty zawiązane na supeł i odwiązuje je. Wkładam w to całą swoją uwagę nawet wówczas gdy nie siedzę na koniu a na przykład ubrana w sukienkę i szpilki karkołomnie przemierzam podmokłą łąkę ciągnąc za sobą wór wypchany sianem. Tu też luz się przydaje i odnalezienie środka ciężkości gdzieś na granicy wora.
Filozofia wielkiego luzu to dobra wiadomość dla mojej młodziutkiej przyjaciółki Susan von D. o której często w tym kontekście myślę a wczoraj nawet wydawało mi się, że ją widziałam:-)Otóż Susan, być może twoje kolana zaczną wreszcie śpiewać.
Dla Susan i innych cudowne rozluźnienie rozwiąże większość problemów, dla mnie też o ile w moim wieku (!!!)i z moimi doświadczeniami jestem jeszcze zdolna zmusić swoje ciało do radykalnych zmian. Mój umysł z pewnością się już ukształtował a wyniesione ze starej szkoły zasady stajenne: zachowaj czystość, myj po sobie wędzidło, pomagaj przy koniu słabszym, słuchaj starszych a fochy pokazuj w domu -są i raczej będą w Borsukach głównymi przykazaniami, których przestrzegania będę pilnować z całą stanowczością. Będę to robić głównie w trosce o bezpieczeństwo i dobrą atmosferę z której słynie moja skromna stajnia. Z tego też powodu to co mam do powiedzenia zazwyczaj mówię w prost i nie zadaję sobie trudu zakładania masek, nie potrzebuję ich (bo mieszkam daleko :-))). A jednak tę jedną maskę, żelazną maskę tę w którą ubrane jest moje ciało, muszę zrzucić.
I zrobię to TERAZ.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Ja też panią widziałam :)
Muszę jeszcze pomyśleć o Wielkim Luzie, ale wydaje mi się, że już sama wcześniej na to wpadłam i jestem na dobrej drodze ;) Od niedawna sobie jeżdżę, jest bardzo przyjemnie i z jazdy a jazdę czuję się bardziej pewna i rozluźniona na końskim grzbiecie. Ale jeszcze trochę czasu minie, zanim osiągnę w pełni swój cel.
Pozdrawiam, Suzan.
Prześlij komentarz