Mały- nieustraszony jeździec, wielki optymista, kochający psy, konie i sprośne dowcipy. Niezmordowany gawędziarz.
To jest mały Tadzio w skrócie zwany Małym i jego przyjaciel Gwiazdor. Na zdięciu obaj odsiadują karę za złe sprawowanie. Oczywiście strach pomyśleć co by było gdyby któryś z nich naprawdę łyknął duże piwo...Mały i Gwiazdor są do siebie dosyć podobni- nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. Pracuję z nimi już czas jakiś i wprawdzie ani jeden ani drugi nie robi dużych postępów ale obaj stali się mi bliscy i wiele w życiu dzięki nim zrozumiałam. Na przykład to, że będąc niedużym polskim konikiem, kiedy bardzo się chce można przesadzić ponad półtorametrowe ogrodzenie nie biorąc żadnego rozpędu i budzić popłoch wśród miejscowej ludności kradnąc zakładowym kucharkom kotlety mielone z gara i dziko galopując z potępieńczym rżeniem na ustach lub to, że będąc niepełnosprawnym facetem zameldowanym w domu pomocy można być równocześnie potrzebnym, lubianym i pełnym OGROMNEGO optymizmu. Mały nie poddaje się łatwo i nie łatwo go do czegokolwiek przekonać. Pamiętam jak trudno było mi zdobyć jego zaufanie kiedy zaczęłam pracę w Grazymach. Tadzio przyjaźnił się z poprzednią hipoterapeutką i z góry założył, ze ja jestem do niczego i nie będzie mnie lubił. Podobnie było z Gwiazdorem, który kilkakrotnie atakował mnie wściekle przednią i tylną częścią ciała a kiedy go dosiadałam wierzgał zawzięcie i ...no cóż nie było mocnych.
postanowiłam pozytywnie wykorzystać tę ogromną energię...
...co dało nad wyraz pozytywne efekty. Najpierw obaj panowie musieli dokonać próby sił, która oczywiście wypadła na korzyść Gwiazdora. Konik poniewierał Małym aż ziemia jęczała i wydawało mi się, że lada moment Małego diabli wezmą, szurnie toczkiem i wróci do domu. Mały jednak za każdym razem podnosił się, otrzepywał i ładował z powrotem na grzbiet upartego Gwiazdora. Tak minęła grazymska zima i zaczęła się wiosna a wraz z nią w Gwiazdorze zaszły pewne zmiany.
Zaczął nas kochać, szanować i dopraszać się o pieszczoty czego wcześniej nie czynił. Podobnie rzecz się miała z Małym Tadziem, który poskromiwszy bestię poczuł się kimś na prawdę ważnym, wpadał na na prawdę niezłe pomysły, które wspólnie staraliśmy się przeforsowywać. Stał się jednym z najpracowitszych chłopaków w stajni i często sam pilnował porządku i dbał o zwierzaki kiedy mnie nie było. Nie stał się tu żaden cud i nic tak na prawdę się nie zmieniło. Nie byłabym do końca uczciwa, twierdząc, że od czasu do czasu (w niektórych momentach nawet często) stare dobre diabły nie bodły w tyłki obu panów powodując nagłe nawroty zachowań delikatnie i fachowo mówiąc niepożądanych. Żaden z nich świętym nigdy nie będzie, są jacy są: Mały uparcie nie obciąga pięty w dół w strzemieniu i zadziera ręce szarpiąc za wodze a Gwiazdor ciągle jeszcze nie odpuści sobie bryknięcia gdy ma po temu okazję bo Mały się właśnie zagapił. Zapasy między nimi nigdy się pewnie nie skończą ale jedno wiem na pewno- ci dwaj potrzebują siebie na wzajem (terapia ni mniej ni więcej- wstrząsowa)jak kanie dżdżu.
2 komentarze:
Dusti napisze Ci tylko jedno. Gdybym ja miala takie zycie jak Ty masz (pelne pozytywnych istot ludzkich, zwierzakow i hektarowych problemow) przenigdy bym go nie zamienila na zadne inne!!! I teraz ja sobie uswiadomilam jak za takim czyms tesknie i sie rozryczalam...
Ja też.
Prześlij komentarz