piątek, 4 kwietnia 2008

koń Gwiazdor i inne wypadki

Biedny osierocony koń Gwiazdor całkiem od tego stresu zbaraniał. Nudzi się chłopak i zyskał przez to ostatnio miano Łamidrąga. Wyłamuje coraz to nowe elementy ogrodzenia i wędruje na sąsiadujące z D.P.S.-em pole księdza proboszcza gdzie najada się do oporu. Chłopcy, którzy nieudolnie próbują go złapać są przewracani, gryzieni i kopani a ja mam najgorzej, bo jestem tą panią od ciężkiej końskiej harówki. Patrzy więc na mnie Gwiazdor spod byka a ja mam duszę na ramieniu ilekroć ktoś na niego siada w mojej obecności. Nie dość, że oficjalnie odwalam teraz wolontariat (jestem bezrobotna) to jeszcze niechby się komuś coś stało- wszyscy idziemy do paki. Na szczęście doszły mnie dziś wieści, że miejsce nieodżałowanego Jawora ma zająć zrównoważona klacz a szanowny książę z bajki po prostu pójdzie do pługa. Ja osobiście jeśli idzie o pług to wolałabym sama go ciągnąć niż iść metr za Gwiazdorem.
Mam cichą nadzieję, ze już w przyszłym tygodniu uporam się z wnioskiem. Na razie jestem na etapie wymierzania miarką budowlaną pomieszczeń, które mają służyć mojej nowej działalności i obliczania kosztów własnych poniesionych przy rozkręcaniu interesu. W myślach też wałkuję tabelę przychodów i rozchodów i ni cholery nie chce mi wyjść na plus. Czyżbym siebie nie doceniała? Na szczęście Astra zlitowała się nade mną i przestała pokazywać humory. Rży radośnie na mój widok, co ma pewnie związek z trzymaną w kieszeni marchwią i pozwala sobie bez warczenia zaglądać w kopyta.
Marchwią jestem zawalona. Dostałam ją w prezencie i dar ten przeklinam za każdym razem gdy siadam do czyszczenia tej marchwi. Sok tryska mi w oczy i na twarz w związku z czym nabieram egzotycznego kolorytu a Lazar z Cezarem leją się aż furczy o każdy skrawek cennej karotki. I to by było na tyle.

Brak komentarzy: