poniedziałek, 21 lipca 2008

Nieszczęście Dużego Anioła


Cezara spotkało nieszczęście, mnie z resztą też. Podczas swoich wędrówek po okolicy biedny Cezar z niewiadomych przyczyn zrobił sobie coś w nogę i zaczął mocno kuleć. To ta jedyna, najpiękniejsza czarna noga. Najpierw wezwałam jednego weterynarza, który powiedział, że koń jest zdrowy i skasował 150zł. Potem przyjechał następny. Poruszyłam niebo i ziemię, żeby kolejny odwiedzający nas weterynarz był najlepszym specjalistą jaki istnieje- i przyjechał do mnie najlepszy ortopeda. Po wykonaniu rentgena okazało się, że coś w nodze pękło, coś się rozszczepiło i coś jeszcze skostniało- pewnie przez to czekanie. Całą noc czuwałam w oczekiwaniu diagnozy- będzie żył mój Cezar, czy trzeba go uśpić. Okazało się, że kontuzja jest możliwa do wyleczenia a właściwie że można spowodować by nieuleczalna rzecz nie dawała znać o sobie. Jest to możliwe dzięki założeniu specjalnych podków nieprzekazujących nodze wstrząsów podczas chodzenia czy coś w tym rodzaju. Takie podkowy są bardzo drogie a kowal niemal nieuchwytny ale mamy z Cezarem nadzieję, że w końcu do nas dotrą. Cezar siedzi w stajni i umiera z nudów, ja umieram ze strachu przed kowalem, bo przez telefon mi zapowiedział, że jak się Cezar będzie wiercił to on olewa sprawę. W dodatku szykują się w moim i Cezara życiu wielkie zmiany i nie wiem czy to wszystko mnie cieszy czy nie. Jedną z tych zmian jest to, że Cezar musi schudnąć 50kg. Ja bym chciała chociaż 5.

Brak komentarzy: