czwartek, 31 lipca 2008

Inny punkt widzenia


Podobno jestem specyficzna. Tak określają mnie niektórzy moi przyjaciele chyba tylko z delikatności, żeby nie używać słowa "porąbana".
Dziś dowiedziałam się na swój temat nowych rzeczy, które nie były w prawdzie miłe (któż teraz mówi komplementy!) ale być może pozwolą mi pracować nad sobą i sprawić, że moje życie stanie się znośne. Zrobiłam się zdecydowanie bardziej specyficzna od momentu kiedy okazało się, że muszę zabrać swoje konie do Rusi i na nich pracować a jednocześnie czynsz za konie poszedł radykalnie w górę i dzierżawca Lazara chce wycofać się z dzierżawy. Jednocześnie ruch w interesie jest tak mały, ze daj Boże, żebym dała radę zapracować chociaż na utrzymanie jednego z koni, nie mówiąc o trzech. Denerwuję się , nie sypiam, nie jadam i nie bywam w dobrym nastroju. Przejmuję się. Jest to tym bardziej dotkliwe, że przez 30 lat życia zdołało dotrzeć do mnie, że należę raczej do ludzi, którzy nie potrafią po trupach piąć się na szczyty, sami się lansować i bezwstydnie wykorzystywać swoich znajomych do własnych celów. Jestem raczej introwertycznym pracoholikiem, który całe życie święcie wierzy ze uczciwą pracą narody się bogacą- a to jest akurat niestety ten trzeci rodzaj góralskiej prawdy czyli g-prawda.
I teraz tak. Jeden z moich bliskich przyjaciół uświadomił mi dzisiaj, że mam straszny, upierdliwy i masakrujący sposób postrzegania rzeczywistości, że nie dość, że wszystko widzę w czarnych barwach, to jeszcze każdą czynność dokonaną przez innych postrzegam jako dokonaną przeciw sobie. Ma racje. tak właśnie ostatnio pomyślałam i pewnie niesłusznie. Miałam żal, że pomimo wielu starań, ciągłego proponowania pomocy i usilnych prób nawiązania dobrych kontaktów nie zasłużyłam w stajni na nic innego poza kolosalnym czynszem i ciągłym przewalaniem sprzętu z bagażnika do bagażnika podczas gdy inni mają pensjonat za półdarmo (w porównaniu ze mną nawet za ćwierć darmo) i zamykane pomieszczenie na sprzęt tylko dlatego, że są ode mnie sympatyczniejsi. To sprawiło, ze zrobiłam się jeszcze mniej sympatyczna i koło się zamknęło.
Nie wiedzą moi drodzy przyjaciele jak to jest gdy wisi nad nami groźba kontroli i oczyszczenia kont bankowych z ostatnich nędznych moniaków bo sprzęt nie jest tam gdzie być powinien. Nie wiedzą pewnie jak to jest kiedy najbliższa rodzina wypina się na ciebie bo nie jesteś taka fajna i zawsze wesolutka jakby chcieli. I pewnie nie mają pojęcia jak nazywa się taki ktoś kto chciał zrobić innym dobrze i został wypchnięty poza nawias. Taki ktoś, proszę wycieczki, nazywa się frajer- do usług. A może oni to wiedzą i potrafią z tym żyć tylko ja nie umiem się dostosować? Pewnie tak jest skoro ciągle ktoś się na mnie obraża.
Odkrywam oto bolesną prawdę o prowadzeniu własnej działalności:
- wcale nie wstajesz wtedy kiedy chcesz
- wcale nie przestajesz się zastanawiać czy po tej ilości środków nasennych aby się rano obudzisz
- w dalszym ciągu jest tutaj TEN KTOŚ kto rozdaje grubsze niż ty karty. Tylko teraz nie musisz mówić do niego "szefie"
Nie ma lekko, i nie jest sympatycznie dlatego proszę moich bliskich o cierpliwość do mnie i odporność na moją kwaśność i cierpkość.
Nie proszę o to, byście poświęcali czas moim kłopotom, nie chcę żebyście znajdowali wyjście z moich trudnych sytuacji, nie chcę doradzania i moralizowania, wiem gdzie popełniłam błędy, chcę tylko, żebyście byli przy mnie. Żeby tu ktoś, kurde, był kiedy dookoła jest czarno jak nie przymierzając wiecie gdzie i strach głębiej odetchnąć, żeby się coś znowu nie zachrzaniło..
Obiecuję, że postaram się spojrzeć inaczej na świat, kupie sobie różowe okulary- serduszka i skończę z Brudną Harriet, która we mnie tkwi. Obiecuję.
...amen...

Brak komentarzy: