
Już za chwilę, w sobotę startujemy w naszych pierwszych ruskich rajdach.
I znów wielkie emocje, wyczekiwanie na przyjazd znajomych koni i przyjaciół z innych stadnin. Pełną parą ruszyły przygotowania bo to właśnie nasza stajnia organizuje cały ten radosny cyrk.
Zobaczcie jak gładko przechodzi mi przez gardło stwierdzenie "nasza stajnia" a wystarczy sięgnąć do początków tej historii by zobaczyć jak bardzo byłam przerażona gdy nagle z przytulnych cichych Borsuk wylądowałam w Wielkiej Rusi. Trzeba było widzieć moją minę na widok maszyny do wywalania obornika albo niezamarzających poideł. Dotychczas oglądałam tylko taczkę i wiadra...Trzeba było zobaczyć jak mocuję się z przesuwnymi drzwiami boksów. A teraz proszę, zrobiła się ze mnie Ruska Baba pełną gębą, taka co to ma w środku mniejszą i potem jeszcze mniejszą i żadna, nawet najmniejsza od miesięcy nie dotykała ani wideł ani taczek. Panisko ze mnie ha ha.
Tak więc w naszej stajni się teraz głównie sprząta, remontuje, znów sprząta i maluje. Przy okazji całego tego radosnego zamieszania popadłam w taką dziką radość, że wszystko widzę w różowych barwach, nawet to, że pewnie razem z Cezarem nie ukończymy rajdu bo się zgubimy;-)) ale co z tego, przecież nie o to zupełnie w tym chodzi. Już wyczyściłam różowy czaprak, różowe polo czeka w szafie a ja zamieniam się w Dodę Paliwodę- autorkę najlepszych gaf towarzyskich w okolicy. Jak przyjedziecie to sami się przekonacie na własne uszy co potrafi moja paszcza.
Więc po prostu ja się teraz cieszę, możecie więc śmiało zadzierać pięty i wykrzywiać nadgarstki, możecie jeździć galopem w rozpaczliwym półsiadzie (tfu!) i pochylać się do przodu kiedy tylko chcecie- w tym tygodniu na nikogo nie krzyczę!