Październik mamy piękny dzięki Bogu i nie tylko czerwony ale wręcz rozmaity. Polujemy więc na te najpiękniejsze dni i wciąż istniejemy pomimo chłodnego wiatru i złych spojrzeń i smoczych języków. Po raz kolejny nasza naiwność została ukarana i niczym kolorowe liście opadły wokół maski-tym razem już na zawsze mam nadzieję. Widać proces ten jest nieodłącznym składnikiem niezależnego, samodzielnego istnienia i jednym z symptomów bycia kimś więcej niż zwykle się było.
Gdzie więc w tym wszystkim jest miejsce na zwykłą przyjaźń?
Jest takie miejsce. Oto ono:
Maja i Lazar
Zuzia i Lazar
Koniczynka na Missouri
Bogdan na Lazarze
2 komentarze:
koNNiczynka;)
Missouri tu wyszła jakby leciała... tak tez sie czułam podczas przejazdu przez cavaletki. A ja wyszłam jakbym sie opierała o szyję, albo rzeczywiście przez chwilę to zrobiłam ;-)
urocze zdjęcia:-)
serdecznie dziękujemy za dodanie nas do listy blogów :)
Prześlij komentarz