Z Grazymami czy bez trzeba przecież żyć dalej. Niestety pomimo moich licznych starań, kombinacji i odwoływań w Grazymach sprawy pozostały bez zmian. Dostali już nowego konia do hipoterapii, niestety hipoterapeuty na razie mieć nie będą. Można było wprawdzie załatwić sprawę przez różne fundusze i fundacje z których pomocy korzystają chłopcy z Grazym, jednakże w swoich rozmowach z szefem placówki przez cały czas wyczuwałam jakiś delikatny opór. Cóż, nie zmuszę ich przecież do korzystania z moich usług tym bardziej jeśli miałoby to się odbywać nie do końca legalnie. tylko chłopaków szkoda, bo obcięto im renty i oprócz hipoterapii odpadnie im również basen, wiele wyjazdów i występów, bo po prostu nie będzie na to pieniędzy. co więc będą robić chłopcy z Grazym? Czy tak przyjazna i otwarta placówka stanie się teraz więzieniem?
Nie udałoby mi się nie zwariować, z całą pewnością przy mojej nadwrażliwości na wszelkiego typu ryzyko postradałabym zmysły gdyby nie pomoc i wsparcie mojej nieoficjalnej wspólniczki Hanki, która czasami oddaje mi swoich klientów, używa swoich znajomości by mi ulżyć w cierpieniach i wszędzie ze mną jeździ. Na dodatek wierzy we mnie albo udaje, że wierzy tak doskonale, że ja wierzę, że ona wierzy- a to dla mnie bardzo wiele.
No i jest Aga, której podarowałam wirtualne kwiaty, a która dokłada wszelkich starań by mnie wypromować i podrzuciła mi kilka na prawdę genialnych pomysłów (jak ten z zajęciami ruchowymi na koniu dla małych dzieci). Chociaż myślę, że Aga nie do końca wierzy w to, ze ta dziurawa łajba daleko popłynie to i tak order uśmiechu za robienie dobrej miny do ryzykownych zagrywek koleżanki Dominiki.
No i są kochane dzieciaki, które widać na zdjęciach: Martynka, Natalka i Czarek i moja durna gruba kobyła z humorami, która mnie kocha całym swym grubym, durnym serduszkiem.
Jeden sukces mam za sobą: udało mi się nie stracić głowy, głowa ma się dobrze i pierwszy raz od bardzo dawna głowa myśli i tworzy. To fajne uczucie. Dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz