piątek, 8 sierpnia 2008

Niemieccy turyści i szerokie przestrzenie


Moim koniom i mnie zaczęło być dobrze i wygodnie. Ruś dopasowała się do nas jak ciepły, miękki sweter. Nadal co prawda uważam, że płacimy zbyt wiele za pensjonat, i że właściwie o tej porze roku to jakby nas nie było, tyle tylko, że zajmujemy trzy niewielkie miejsca na wielohektarowej posesji. Ale cóż, nie ma nad czym dyskutować gdy nie ty jesteś sołtysem i nie ty rozdajesz wszystkie karteczki. Grunt, ze jest dobrze. Ludzie chcą jeździć na koniach i przychodzą, Cezar i Lazar cieszą się dużym powodzeniem a my z Asią znalazłyśmy znów siły na to by serdecznie się pochichrać i niebawem też wskoczymy na konie. Nie przeszkadza mi już tak wiele rzeczy jak dawniej, nie martwię się nimi, odpuściłam. Myślę, ze zainspirowała mnie do tego w dużej mierze postawa moich wałachów, które będąc trzeci dzień na nowym terenie już zdobyły przewodnictwo. Lazar radzi sobie świetnie, zdążył się dziesięć razy zakochać w tym raz z wzajemnością i wywalczyć najlepsze miejsca na pastwisku dla siebie, ukochanej i Cezara. Obydwa się uspokoiły i nie ma z nimi najmniejszych problemów, obydwa świetnie uczą.
Dziś przyjechali do nas sympatyczni turyści z Niemiec. Oczywiście było masę problemów z dogadaniem się ale i dużo zabawy. Konie im się podobały i następnym razem przyjadą już większą grupą- podobały im się moje grube, zimnokrwiste konie, proszę siadać! Pytali nawet co to za rasa!

Brak komentarzy: