piątek, 15 sierpnia 2008

Moja koleżanka Missouri


Nareszcie i ja oderwałam się od ziemi. Jak można się było spodziewać po długich miesiącach bezproduktywnego siedzenia na czterech literach (które to litery rozrosły się przy tym ponad miarę) skutek jest raczej marny. Mamy więc garba, zadarte pięty, słabo przyłożone łydki i kiepski dosiad co oczywiście dostrzegłam dopiero na zdjęciach (wybrałam te lepsze). Mamy też zdziwioną i rozwleczoną Missouri jako efekt końcowy.
Za to ja jestem ucieszona- jako jedyna w towarzystwie: Patrzajta ludziska! Tak wygląda pani instruktor!!! Bron Boże brać przykład.






Ale przecież (tu przy okazji garba i tyłozgięcia widzimy Astrę i Froda na pierwszym planie) to dopiero początki- które to już początki nie zliczę ale obiecuję, że więcej początków nie będzie. Początki są trudne, bolesne i żałośnie się prezentują. Moi uczniowie oto mają jedyną szansę w try miga prześcignąć swego mistrza.

Znaczy się nie ma tego złego...

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Jesteś zbyt surowa dla siebie :-) Siedzisz dosiadem wszechstronnym w ujeżdżeniowym siodle, może dlatego nie czujesz, że się odnalazłas :-) Wiem coś o tym hehe A kiedy będziemy układać plan treningowy dla Mizurii?? :-)

Hanzia

Sowia Stópka pisze...

Ojej, nie ma to jak mieć Hanzię, która nas pocieszy- dosiad wszechstronny, nic złego.

Anonimowy pisze...

Lepiej mieć Hanzię niż nie mieć.