niedziela, 21 grudnia 2008


I tak tuż przed świętami zamiast tańczących reniferów i podejrzanie rumianego Mikołaja mamy deszcz, wiatr i mokrą pupę. Nic dziwnego, że humory do bani a treningi idą jak po grudzie. Świąteczny nastrój jakoś jeszcze nas nie ogarnął, nic z reszta dziwnego skoro treningi i obrządki trzeba pogodzić z domowym szaleństwem (ja w wyniku przewlekłej chandry nawet strych posprzątałam) i zakupami. Szczęśliwie okazuje się, że nie tylko ja cierpię na gderliwość o tej porze roku. W sobotę odwiedziła nas w Borsukach Hanzia a wiadomo, że jak się pozrzędzi razem przy słodkim i herbacie to i raźniej!
Konie oczywiście poznawszy się na nas radośnie robią nas w konia. Cezarek wybiera wolność i wystrojony w siodło i ogłowie wędruje nagle do lasu, Świszczypałka w roztargnieniu rozmyśla o rózgach, które dostanie pewnie na gwiazdkę a Frodziak się czai i spada na nas znienacka wylewnie i upierdliwie.
Jedynie ona nie straciła głowy, powagę i spokój mojej Astery można stawiać za przykład wszystkim gospodyniom domowym, które w okresie świątecznym mają pod swym dachem trzech lub więcej leniwych chłopów (jej metody też są niczego sobie, jak trzeba to pociągnie z dwójki aż echo niesie). Pozdrawiamy jeszcze nie odświętnie acz zimowo...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

ACZKOLWIEK...
my sie zimy nie boimy
i koniki wciaz czyscimy
mokre siodla zakladamy
i klusikiem zapieprzamy
gowno czesto wywalamy
siano tez czasem zrzucamy
o borsucze krakeny dbamy
i im ciagle dogadzamy


no!

asia

Sowia Stópka pisze...

ho ho ho